Po kolejnej dłuższej przerwie znów wracam na łono pb.
Weekend był zakręcony i "zapracowany", ale cudny. Udały nam się dwie imprezy, udały nam się zakupy, szkoda tylko że pogoda... No jaka jest, każdy widzi.
Pomidorówka rzeczywiście była najlepszą zupą w mojej krótkiej gastronomicznej karierze. Szkoda tylko, że od B. usłyszałam: "no pyszna byłaby ta zupa, gdyby tylko nie te pomidory". Cały gar musiałam zjeść sama. Mniami

Miron ma fajną minę na tym zdjęciu, prawda?
Pozdrawiam szczególnie tych, których zaniedbałam
