Nie obchodzi mnie to czy to ktokolwiek czyta. Czy i wy smiejecie sie ze mnie. Czy i tutaj jestem ta najgorsza.
Pomimo wielu staran wciaz jestem ta zla. Nie wazne czy mam usmiech na twarzy, czy mam plany na dalsze zycie. Dla niego jestem wciaz zerem. Balastem. Kims kogo nalezy odseparowac. Odrzucic. Pomimo, iz nie zasluzylam na to. Ja tylko sie przed nim bronie. I moja amunicja jest wredna krytyka. Zlosliwosc. Uszczypliwosc. Ale ja odpieram atak z jego strony. Inaczej nie potrafie sie bronic.
Znajomy mojej matki stara sie ja odseparowac ode mnie. Mówi, ze jestem zla. Ze oceny mam zle ( tak... zawalilam w tym roku szkolnym. Mam dwie trójce na swiadectwie). ze jestem niewychowana. Wredna. Odszczekuje sie na kazdym kroku. Ale jaka mam byc, skoro on prowokuje to? Mam udawac, ze jest dobrze, skoro tak nie jest?
Ostatanio powiedzial mojej matce, ze jestem nikim, ze nic nie osiagne w zyciu. Ze moge zapomniec o wymarzonych studiach. Ze nie zdam Abitury. Ze jestem zerem.
Jutro mam zakonczenie szkoly. Powiedziala mu, ze chcialaby spedzic ten dzien ze mna. W koncu na niego pracowalam caly rok. On na to jej odpowiedzial, ze jest smieszna, w koncu jestem juz dorosla. Zeby nie robila ze mnie dziecka. Ale ja do kurwy nedzy jestem dzieckiem. Jej dzieckiem.
Od miesiaca czuje sie jak wyrzutek. Ona mnie broni, ale ja widze jak to wszystko wyglada. Wiem co jej mówi. Ostatnio sie z nim poklócilam. Wygarnelam co o nim mysle. Ze jest cholernym egoista.Powiedzial mi na to, ze jestem jeszczcze gówniara, która nierozumie swiata.
Wiem, ze macie mnie w dupie. I nie mam wam tego za zle. Tylko nie potrafie sie opanowac. Moje serce od dawna nie czulo tego co teraz. Cos sie tam we mnie lamie. Tak w srodku, w klatce piersiowej. Dotarlo do mnie, ze jestem beznadziejna. Ze jestem zerem. Nikim. Ze nic nie moge osiagnac. Ze nie dam sobie rady. Ze nie potrafie spelnic swoich marzen.
I nie chodzi nawet o diete. Chodzi o to, ze jestem tak cholernie samotna w tym calym gównie.
Nie moge sie ciac, bo zyletki oddalam chlopakowi. Nie chce uzywac innych narzedzi. Obiecalam jemu, ze z tym przestane. Ze zerwe. Tak dla niego. Jedyne czego nie moze kontrolowa to wymioty. Tak, znowu rzygalam. Niewiele, ale rzygalam. Nie pomoglo. Glowa zanurzowa w zimnej wodzie tez nie pomaga. Od 10 minut siedze tutaj i placze. Bo kurwa znowu zlamano mi serce.