Od kilku dni targają mną sprzeczne emocje i coraz bardziej mam tego dość.
Niby mam motywację, ale coraz bardziej słabnie. Oczywiście, że chciałabym dla Niego wyglądać jak człowiek. Nie czuć się skrępowana ani wstydu, jeśli mielibyśmy pokazać się ludziom. Dodatkowo wielkimi krokami zbliża się impreza, na której chciałabym olśnić każdego swoim wyglądem. Wejść szczupła w sukience dwa rozmiary mniejszej niż obecnie. Tańczyć i śmiać się. Widzieć na sobie wzrok każdego, który będzie pod wrażeniem tego co osiągnęłam. A w szczególności Jego, mówiący "ona jest moja, frajerzy" (tak, wiem że póki co to tylko marzenia bo parą nie jesteśmy).
Z drugiej strony chcę być normalna! Mam dość tego, że jem ciągle to samo wg. zaleceń dietetyczki. Chciałabym zjeść sobie czekoladowego wafelka albo trochę ptasiego mleczka. Czuję, że przez całkowity brak tego, mam mniej sił. Dosłownie nic mi się nie chce. Kiedy podjadałam wafelki, chciało mi się o wiele więcej. Przestać odmawiać sobie normalnego obiadu, bo mi za tym tęskno. Mam dość omijania szerokim łukiem stoisk ze słodyczami czy lodami. Wczoraj stałam w kolejce do kasy a przede mną dziewczyna. Szczupła dziewczyna z tabliczką czekolady, pączkiem i pitnym jogurtem. Dlaczego ja tak nie mogę?! To dopiero piąty dzień, a już mam dość. A wieczorami przez to ryczę. Idiotyzm.
W skrócie: Czuję się wrakiem człowieka. Nie wiem co dalej. Co robić. Z jednej strony pragnę schudnąć, bo nie chcę być dłużej gruba. Chcę ubrać ciuchy w rozmiarze xs i s. Mam nadzieję, że dzięki mniejszej wadze pokocham i zaakceptuję wreszcie siebie - a wtedy inni również i poczuję się szczęśliwa. Ale oszukuję samą siebie. Z drugiej chcę być normalna i nauczyć cieszyć się życiem, korzystać z niego. Nabrać pewności siebie i pogodzić się z tym jaka jestem. Boję się, że już całe życie będę taka jak teraz. Nie umiem zrezygnować ze słodyczy, wiecznie będę gruba. Takiej nikt nie będzie chciał do końca życia, mimo że jak mama będę ciągle na diecie. Nie chcę ciągle chudnąć i tyć. Nie chcę być taka leniwa i siedzieć całymi dniami w domu jak teraz. Chcę pozbyć się kompleksów. Jezu, czy ktoś to ogarnia?! Mam dość. Nie wiem co robić, znowu. Najchętniej sięgnęłabym po coś nieodpowiedniego jak na dietę. Przytłaczają mnie te zakazy co do większości produktów..
Jem gdzieś w granicach 1000-1200kcal a waga stoi w miejscu.
Odmawiam sobie niektórych dań, jem drobny obiad albo kolacje.
Niekiedy nawet jej nie jem i burczy mi potem w brzuchu, jest słabo.
Co z tego, że nie ćwiczę? Waga i tak powinna spadać a tu nic ;(