Bardzo nie podoba mi się, kiedy przeglądam (albo raczej przeglądałam) blogi zwiazane ze zrzuceniem nadmiernych kilogramów i w danych osobowych (podanych DOBROWOLNIE) waga wyjściowa była kosmicznie wielka, docelowa cholernie mała, a liczby 'w trakcie' jak nigdy nie było, taki i nigdy nie będzie. Dziewczyny - głównie - zaczynające od dziwacznych diet, kiedy ich waga wyjściowa oscylowała w granicach 90 kg (w najlepszym wypadku) 'postanawiały', że OD JUTRA będą żywić się na jednej marchewce dziennie, którą będą popijać butelką wody niegazowanej...
Żałosne...
Cóż za bezduszna suka! Pewnie tak pomyśleliście. Nic na to nie poradzę, że taka już jestem, a tym bardziej nie mam zamiaru za to przepraszać. Skąd ta moja zaciekłość? Otóż tak sprawa ma się za mną:
Waga początkowa: 87 kg (choć maksymalnie na wadze miałam właśnie 90kg)
Waga 'w trakcie': 65 - 67 kg (taaak... jestem w kropce)
Waga docelowa: 55 kg
Kilogramy zrzuciłam bez pomocy skalpela i tabletek odchudzających. Da się? Cholernie trudne do wykonania, ale możliwe.
Choć pewnie teraz nie mam powodów, żeby się chwalić skoro obecnie znajduję się w po uszy w bagnie i ani do przodu, ani do tyły, ale jednak coś osiągnęłam i z dumą obnoszę się w moimi nowo nabytymi wymiarami 91-73-94 Hahaha kolejny powód, żeby mnie nie lubić XD - moja samoocena.
W porównaniu z tym co było, bliżej mam do końca niż początku, jednak to właśnie teraz mam załamanie i nachodzi mnie myśl, że nie dość, że mi się nie uda, to jeszcze wrócę to dawnej wagi... nie chcę, nie chcę, n-nie pozwolę
Czyże jest 10-12 kg w porównaniu z już zgubionymi 20? Taaaak...
Pisanie jest moim ukochanym hobby, które potrafi mnie pochłonąć na długie godziny, pozwala się rozuźnić i zapełnia te krótkie, wolne od nauki godziny. W prawdzie najbardziej lubię pisać opowadania, tzw. reader insert, to jednak nie chcę obraczać swojego autorskiego bloga takim tematem. Uważam, że cała sprawa ze zrzucaniem wagi jest śliska, nieprzyjemna, wręcz brudna. Dzieje się tak dlatego, że większość takich blogów jest wypełniona ciagłymi narzekaniami autorów o tym jak bardzo siebie nienawidzą, i że jak nie schodną to równie dobrze mogą umrzeć. Niezbyt optyistyczne, prawda? Przyznaję, że wiele lat temu miałam do własnego wizerunku baaardzo podobne podejście. Takie self-hate podpisuje pod filozofią pro-ana. Nie rozumiem dlaczego ludzie chcą się tak dołować (nawet jeżeli kiedyś sama przez coś takiego przechodziłam, to nie mam pojęcia dlaczego...). Obecnie bardzo siebie lubię i nie mogę się doczekać, aż zacznę własne życie, skończę studia i będę mogła podróżować i-i-i ogólnie robić wszystkie te rzeczy, które 'wkładałam do szuflady' z napisem jak będę dorosła
Czy chcę osiągnąć swoją wagę docelową? Tak.
Czy jestem za filozofią ED? Zdecydowanie nie.
Sądzę, że i tak już bardzo dużo osiągnęłam i jestem sobie winna solidne poklepanie po plecach i wesołe: odwaliłaś kawał dobrej roboty!