Widzę małą przerażoną dziewczynę,
Ubrana jest na czarno.
Jej drżące dłonie obijają się o kościste biodra.
Ciemne włosy opadają na twarz.
Ma hipnotyzujące oczy,
W których widać niekończącą się głębię.
Po jej policzku spływa łza.
Czerwone usta przepełnia smutek.
Wokoło niej ciemność i pustka.
Ona pasuje do tego klimatu
Mimo,że jest jeszcze młoda.
Nagle jej dawniej drżące dłonie zaciskają się w pięści,
Ciemne włosy opadają bezwładnie do tyłu,
Tak że widać jej twarz pełną nienawiści.
Łza zamienia się w krew płynącą strumieniem z jej oczu.
Przeraźliwy krzyk...
Całe zło siedzące głęboko w niej zamienia się w pisk.
Budzę się.
Przede mną lustro.
To nie był sen?
Widzę w nim tę samą dziewczynkę.
Nie wierzę!
Uderzam w lustro.
Pękło...
Boję się tego bo zobaczyłam,
Boję się siebie.
Patrzę na dłoń zaciśniętą w pięść.
Ocieram twarz
I nagle spływa po niej moja krew.
Czy to możliwe,że śniłąm o sobie?
Może nie potrafię już oddzielić rzeczywistości od snu?
Rzeczywistość mnie przeraża.
Boję się spokojnie zasnąć.
Tylko szkoda, że mi brakuje odwagi,
By wydrzeć się tak głośno jak we śnie.
Wyżyć się w końcu.
Wydobyć z siebie wszystko co we mnie siedzi,
Bo mój krzyk może by mnie obudził
I znów zaczęłabym wszystko od początku.
Jakby całe moje życie było tylko jedną nocą,
Ale nareszcie nadszedł nowy dzień.
Jest znów szansa, by wszystko zmienić.
Co z tego,że chciałabym żeby tak było...
Nie można żyć marzeniami,
Bo one i tak się nie spełnią....