Podczas robienia tego zdjęcia pogoda nie rozpieszczała. Teraz też nie rozpieszcza. I pomyśleć, że jeszcze parę dni temu było tak cieplutko. Nie jest mi to na rękę bo jestem podchorowana. W zasadzie od dwóch tygodni atakuje mnie choróbsko... ale uwaga! zaczyna atakować w piątek! Autentycznie! Cały weekend wycięty z życiorysu, przeleżany w łóżku. A w niedzielę po południu już się czuję dobrze. To fajnie... W poniedziałek do pracy marsz...Cały tydzień w pracy mija normalnie, ale zaraz zaraz.. Czy to piątek? No to koniecznie musi wpaść stary znajomy kaszel i jego kumpel katar. Mówią, że gość w dom, Bóg w dom... ale tacy goście co mi weekendy z życiorysu wycinają? Nie dziękuję... No i tym razem było lepiej przez dwa dni i dzisiaj powraca.. Nie jest dobrze. Chyba konieczna będzie wizyta u lekarza... Jakieś zwolnienie...
A wolne weekendy chyba nie są mi pisane. Chyba mój organizm bez pracy 7 dni w tygodniu zaczyna fiksować.
Niebawem zawitam w stajni ;)