Przyszła do mnie wena i karze pisać. Wpełzła w mój umysł, w moje serce, w moje palce i poprzez pośrednika, jakim jestem ja, przekazuje siebie w tych słowach.
Piszę więc.
Tym razem nie napiszę o pierdołach, że przyjechałam do domu, że ścięłam włosy, że czytam apokryfy i mam fajnych znajomych.
Wiecie, co wam powiem? Nie przejmujcie się jedynką w szkole albo tym, że wam coś nie wyszło. Nie jest to istotne. To problemy jak kilkuletniego chłopca, któremu popsuł się samochodzik. Nie... są ludzie, którzy mają prawdziwe problemy i borykają się z nimi na co dzień. Nie... takie rzeczy nie dzieją się tylko w filmach. W życiu też. Oni chcieliby mieć problemy choć w połowie tak banalne jak niektórzy. Siedzi to w nich, w ich duszach, głowach, sercach, dusi. Nawet, kiedy jest lepiej, gdy wydaje się, że już jest dobrze, że odeszło, wtedy to, co złe, uczucie bólu, strachu wraca. I muszą dojść znowu do siebie, zrozumieć, że jest dobrze, że nie muszą się bać. Ale to ciągle w nich jest. Zrozumiałam to dzisiaj. Rozmowa z Tobą mi to uświadomiła. Niektóre osoby są znacznie silniejsze niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka.
Cholera, jakie to jest trudne. Kiedy leżysz na podłodze i coś czujesz, ale nie wiesz, co. W głowie pełno myśli, ktoś Cię o coś pyta, a jedyne, co możesz powiedzieć w danej chwili na temat swoich myśli, uczuć, to: "Nie wiem", "gubię się", "jestem zamotana".
tęsknię.
Pusta plaża, ciemność i spokojny szum morza późnym wieczorem sprzyjają rozmyślaniom.