chcę, żebyś miała świadomość, że to, że nadal tu piszę, jest spowodowane tylko Twoimi licznymi prośbami.
Denerwuje mnie, że żeby coś tu napisać, muszę wstawić swoje zdjęcie. A jakoś nie mam specjalnie ochoty ostatnio siebie oglądać, pomijając już fakt, ze na każdym ze zdjęć wyglądam, jakbym chciała a nie mogła.
Chciała? Nie chciała? Mogła? Nie mogła?
Wiele bym chciała. Ale chcieć to ja sobie mogę. O właśnie, mogę. Ale nie muszę. Chcieć może każdy, ale żeby te swoje zachcianki spełniać, trzeba się zabrać do roboty, zacząć dążyć do tego, by się udało, by się spełniło. A do tego potrzeba motywacji. Góry motywacji. Której niektórym brak, mnie do tego zaszczytnego grona włączając. Nie chciałabym skończyć tak, jak mi się to ostatnio jawi w chorej wyobraźni, ale mogę. Mogę, jeżeli nadal będę się zadręczać całym złem tego świata. I zadawała się z samymi złymi ludźmi. Ale czuję, że mi to pisane. Są też rzeczy, które chcę, a nie mogę, z przyczyn niejako ode mnie niezależnych. Boże, daj mi więcej odwagi, wiary w moje własne możliwości, wiary w siebie.
Po raz kolejny pochłania mnie poczucie bezsensu. TONĘ w bezsensie. Wstaję rano z przeświadczeniem, że oto budzi się kolejny zimny, październikowy dzień, a jedynym jego pozytywnym aspektem jest... nie. Cholera, nie widzę pozytywnych aspektów. To chyba źle? Bez sensu. Idę na zajęcia z poczuciem, ze oto znowu będziemy słuchać o rzeczach niekoniecznie ważnych, które i tak się nam do niczego nie przydadzą, a roboty po tym nie będzie. Wracam z zajęć, powinnam przygotować się do kolejnych, ale... po co? Skoro i tak to do niczego nie prowadzi? Nie będzie po tym pracy, co niektórzy nieomieszkają powiedzieć wprost? I - nie oszukujmy się - nie wiem, co robię na tych studiach. Kocham literaturę, ale jeśli nie jestem do niej zmuszana. Lubię słuchać na temat romantyzmu, ale potem nagle dochodzi do mnie myśl, że musze z tego zdawać egzamin i cały urok pryska. Albo taka 'wiedza o komunikacji językowej'. Interesuje mnie komunikacja międzyludzka ale w praktyce, na miłość Boską, nie w teorii. Czuję, jakby ten akt był odzierany z całej naturalności przez to całe badanie. Na co to? Po co? Bez sensu. A dlaczego nie robię tego, co kocham naprawdę? Bo - patrz akapit wyzej. Przez to moje lekceważące podejście do wszystkeigo robie sobie zaległości. Ale spoko, czil. Kiedyś się ogarnę. Dlaczego ludzie tak bardzo lubią sobie komplikować życie? Przecież to naprawdę jest proste, ręka w rękę bez żadnego 'ale'. Czy tylko ja to tak widzę?
Muszę wydostać się z mojego rozdrażnienia, dlatego dłuższy czas minie, zanim znów coś sie tutaj pojawi.
Całe szczęście, że mamy jesień i spokojnie mogę na nią zwalić mój nastrój.
ktoś mi kiedyś powiedział, że "bez sensu" od końca brzmi optymistyczniej. Więc.. sensu bez.