Jesteś daleko, czasem przychodzisz, czuję, że jestes
- potem odchodzisz...
Zostaje tylko wspomnienie moje, że znów jesteśmy razem
- we dwoje...
I sny... i wizje... są takie same, te same słowa w listach pisane...
Te same modły, wiara nie warta...
I nasza miłość wiecznie nie zdarta...
Zapach szpitala... lekarze w bieli...
Twoje cierpienie w czystej pościeli...
Wciąż Twoja siła w nadzieji mojej
- moja dłoń przy dloni Twojej...
Ostatnie słowo, ostatnia rada...,
bo czrny motyl przez okno wpada
Żałobne skrzydła swe rozpościera
I Twą zmęczoną duszę zabiera
I płacz... i szloch... i krzyk... i łkanie...
gorycz... szaleństwo... niedowierzanie...
Chęć znalezienia do Ciebie drogi...
Wejścia za Tobą w nieznane progi...
Ze wspomnień moich, które przeżywam
znajomy szelest... wnet mnie wyrywa
- to jest ten motyl...
Już go widziałam...
Ten dziwny trzepot też już słyszałam...
Ma trupią główkę i skrzydła czarne, zabójczy uśmiech, oczy szkaradne...
Wiem napewno...
- to Twój posłaniec
I za nóż chwytam...
IDĘ KOCHANIE!!!