Ja z Aramisem
i Lee Roy tam z lewej
Chociaż zdjęcie z wakacji i w sumie wesołe to ten dzień taki nie jest. Już od samego początku, bo spotkały mnie dwie kontrole biletowe - jedna w autobusie (zdarzyła się pierwszy raz od kiedy jeżdżę autobusem do szkoły tj. od września zeszłego roku), druga w skm - miałam bilety ofc. Później w szkole Fred pytał na fizie - jednno dobre, że mnie nie wziął na odstrzał, a potem na TI dostałam 6, ale to jedyne dobre dwie rzeczy w tym dniu... Później nie potrzebnie wydałam kasę na coś nie potrzebnego. Następnie skończyłam lekcje i miałam iść do antykwariatu. No i poszłam tyle, że okazało się, że antykwariatu nie ma w tym miejscu, gdzie poszłam (został przeniesiony) - co się wiąże z tym, że nadal nie mam dwóch najpotrzebniejszych książek (matma i chemia). Przez to uciekł mi autobus. Gdy zaczęłam wracać z tego nieszczęsnego miejsca, gdzie miał być antykwariat oczywiście MUSIAŁO zacząć padać. Przez cały poprzedni rok szkolny nie zmokłam ani razu wracając, ani idąc do szkoły. Gdy już dobiegłam na przystanek - zdyszana, zmachana i MOKRA - wsiadłam, ale nie na długo mogłam cieszyć się tym stanem odprężenia po biegu, gdyż usiadł obok mnie jakiś facet-robotnik, a z nim do autobusu wsiadło pięciu inych, którzy śmierdzieli, więc całą drogę musiałam siedzieć odwrócona do okna, żeby nie czuć tego zapachu. Na drodze był korek, na szczęście mały i ostatecznie dotarłam do domu.
Tu kończy się moja seria niefortunnych zdarzeń. Ale czy na pewno? Jest godzina 22, a ja jeszcze nie zaczęłam uczyć się na jutrzejszą kartkówkę z biologii, a materiał na sprawdzian z francuskiego tylko pobieżnie przejrzałam.
Czyżby to wszystko było tylko przypadkiem? Czy znalazłam się o niewłaściwej porze w niewłaściwym miejscu? A może to wszystko stało się przez feralną 13 - bo właśnie dziś był 13 września? Czy to ponury omen tej liczby mnie dopadł? Nie wiem. Ale jedno jest pewne - ten dzień skończy się już za dwie godziny i wszystko wróci do normy. Miejmy nadzeję...