Jestem klatką, do której nie ma klucza, kłódki ani zamka, nie istnieje żadna bramka. Stąd żadnego wyjścia nie ma. Za każdym razem ucieczki pozór w nicość się zamienia. Jestem twoją skazą, ty jesteś dla mnie łatwym celem. Prawdy nigdy nie nazywaj obrazą. Twoje krzyki odbijają się jedynie echem. Jestem koszmarem, dziurą w twojej głowie. Jestem wirusem w twoim krwiobiegu, jestem jak plamy krwi na białym śniegu. Kim więc jestem? Któż ci odpowie? Choć tak bardzo chcesz abym odszedł, wciąż pozostanę przy Tobie. Wiesz że twój czas nadszedł, nie mówiąc już o sobie. Kiedy idę po ciebie, kiedy niszczę ciebie, kiedy się przez ciebie przeżeram, czuję jak powoli i z bólem umierasz. Świat naokoło zamyka się w twardej oprawie, wiesz że wewnątrz tej skorupy panuje bezprawie. Kiedy zrozumiesz że przede mną nie ma ukrycia? Nie możesz walczyć, uciekać, masz nowe rany do nabycia. Dalej nie rozumiesz? Twoje działania nic mi nie robią. Wiesz dlaczego tak jest? Bo ja... jestem Tobą.