Jak czytam ostatni wpis to wybucham śmiechem.
Depresji nie pożegnałam, depresja wróciła.
Sprawiła, że nie mm ochoty się bawić, malować, dbać siebie, czuję że osuwa mi się grunt pod nogami.
W pracy czuję się najsłabszym ogniwem, czuję się jak śmieć, widzę, że wszystko leci mi z rąk, zapominam o wielu rzeczach. Udaję że wszystko jest ok ale w sercu czuję się jak przegryw.
To straszne, że wszystko jest takie szare i smutne, że nawet zapach świeżo upieczonego ciasta nie cieszy tak, jak kiedyś. Mam wrażenie że utknęłam w dziwnym punkcie, że w strachu przed dorosłością uciekam do momentów w mojej głowie, w których byłam beztroskim dzieciakiem. To mnie blokuje, ale nie umiem tego zwalczyć. Dałabym wszystko co mam, żeby wrócić do tamtych chwil. Żeby wszystkie osoby które odeszły, wróciły, żebym mogła schować się w ich ramionach i o niczym nie pamiętać, żebym mogła im powiedzieć jak bardzo ich kocham i że tęsknię. Niestety za każdym razem, kiedy wracam do rzeczywistości, dostaję od niej siarczystego liścia w mordę. Niech wrócą czasy, kiedy beztrosko bawiłam się na podwórku, kiedy jedynym moim problemem była złość rodziców, bo się spóźniłam na obiad, kiedy nic innego nie miało znaczenia, tylko to żeby wspaniale się wybawić i wrócić do domu brudnym od potu i kurzu.
Mam wrażenie że minione świeta nie były świętami, że Sylwester nie był Sylwestrem i że wraz z nowym rokiem zaczynam coś na nowo. Wszystko jest takie samo, albo nawet i jeszcze gorsze.
Zadziwia mnie moje optymistyczne podejście do wszystkiego z ostatniego postu. Prawo jazdy? Najgorszy błąd mojego życia, żałuję kazdego grosza wydanego na tę zachciankę i fanaberię.
Dlaczego wszystko, czego się nie dotknę, czego sie nie podejmę to albo się wali albo sprawia, że odechciewa mi się dążyć do celu?
Bardzo przepraszam za chaos, ale w mojej głowie kłębi się milion myśli i musiałam dać im upust. Nie traktujcie tego jako próby zwrócenia na siebie uwagi. Rzadko zaglądam na photobloga i rzadko ktoś zagląda do mnie. Czułam ogromną potrzebę wypisania tego, co mnie boli. Szacun dla tych, którzy dotarli do końca.