Pozwól nam stać się ciemnością
Za pomocą perfekcyjnej śmierci
Frustracja.
Zmęczenie.
Frustracja.
Niezadowolenie.
Porażka.
Nadmiar.
Frustracja.
Frustracja.
Frustracja.
Mam ochotę się poddać.
Tak po prostu, zwyczajnie rzucić wszystko w kąt i udawać, że nigdy nie dotarłam do tego punktu.
Wiem, że pewnie się zamęczę.
Prędzej psychicznie niż fizycznie.
Przyszłość jest celem, a droga jest bolesna.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo...
Z resztą... czy kiedykolwiek było?
Takie coś nie powinno być dla mnie problemem po tym całym gównie z którego się wygrzebałam.
A jednak jest zajebiście w chuj wielkim problemem.
Może to mnie zmotywuje do podjęcia jakichś decyzji.
Bo na razie nie wiem co mam robić, czym się zająć w co wpaść.
Chciałabym zrezygnować ze wszystkiego, zrezygnować z życia.
Ta myśl ciągle gdzieś się tli w moim umyśle.
Wegetacja jest całkiem wygodna i bardzo egoistyczna.
Pomimo tej świadomości porzucenie trzech lat pracy nad sobą nie jest możliwe.
Sumienie by mi nie pozwoliło.
Więc sobie tkwię w tym bezsensie.
Ot co.
Nie wiem co robić.
Jestem zbyt zmęczona by choćby otworzyć książkę.