No tak.
Muszę wrócić do przyzwyczajenia spania z kimś w pokoju, bo oprócz wakacji, raczej takich okazji nie mam. A dziewięć lat osobnego pokoju robi swoje.
Jestem tu od wczoraj, a już trafiła mi się impreza, wcale nie powitalna. Mogę co najwyżej uznać, że kaloryfery zaczęły grzać dzisiaj na moją cześć. Ale chyba byłaby to przesada.
Poza tym, dokonałam czynności koniecznej, a mianowicie odwiedziłam swój całkiem nowy dziekanat. Nie napawa mnie optymizmem. Dwóch petentów to już tłok. I te przysłowiowe panie z dziekanatu, tak, tu chyba urzędują. Tutaj WPPT ma baaaardzo dużą przewagę. Jako rekompensata - Gmach Główny w środku naprawdę mi się podoba. Pomińmy fakt, że za parę dni/tygodni będę latać i mierzyć, jak bardzo zapadła się podłoga. Albo robić coś równie użytecznego.
Druga sprawa, wczoraj poczułam się nieco dowartościowana. Po raz pierwszy ktoś obcy wiedział o czym mówię, gdy wspomniałam pepet. I to nie dlatego, że tam studiował, co ciekawe.
Pogoda jest beznadziejna, prognoza pogody, jak na złość, potwierdziła najgorsze obawy.
I ciągle jeżdżą karetki z irytującym sygnałem.
A o postanowieniach (a jakże) będzie pewnie innym razem.
// Zdjęcie chyba robiła M.
Too high, can't come down
It's in the air
And it's all around
Nie wiedziałam, że tak będę zacieszać z okazji Britney.