Je, zaraz chyba ucałuje ten fbl, że nie musiałam go prosić o załadowanie zdjęcia...
Wakacje udane, powoli się ogarniam, bo ile czasu można trwać w wyjazdowum bałaganie - najwyraźniej długo. Włosi wcale nie tacy przystojni jak by się mogło wydawać, język włoski brzmi całkiem nieźle. Zwłaszcza, gdy mieszkańcy Italii próbują coś wytłumaczyć. A ja ni w ząb nie rozumiem, ale co tam :P
I nie ma lodów włoskich. Za to w Wenecji sprzedają lody o smaku creme de doge, nie wiem, czy to oznacza, że to krem z jakiegoś weneckiego doży czy co... Tak a propos, wyszło, że nie wiem, jak jest po angielsku gałka lodów :P
Hitem wyjazdu powinna zostać jakaś włoska piosenka odtwarzana do znudzenia przez mieszkanki pokoju poniżej razem z czymś, co brzmiał, wish right now, wish right now, wish right now, a z okazji mojego nieobycia w świecie współcześnej muzyki, także włoskiej, dziś cytatu nie będzie.
Więcej: tu