Pink Floyd- High Hopes
W piątek była studniówka, cała noc z piątku z sobotę to była zwariowana, trzynastogodzinna impreza.
Zdjęcie z hummerowego bifora.
Sobotę przeznaczyłem na odpoczynek, po powrocie do domu o ósmej rano poszedłem spać i wstałem o 17.
W niedzielę był wośp; potwornie męczący, ale udany.
Dzisiaj już zaniemogłem, ciało odmówiło posłuszeństwa i zmuszony byłem pozdychać pod kocem z kubkiem herby w dłoni.
Jutro też będę zdychał. To pewnie przez to, że w sobotę skończyły mi się tabletki uśmiechu. I jeszcze ten telefon i gg, które wciąż milczą.