Ja na moim najukochańszym końskim rudym zadku : *
Mecię wyczyściłam,wygłaskałam i wykarmiłam.
Te całe prowadzanki to jakaś totalna porażka."Yea trafiłem piłką w ruchomy cel -konika" -.-.Koń to jadeit ,a na nim ja :)Biedak w szoku był.Po drodze Dżedaj "musnął" zadkiem auto jakiegoś buraka i ten od razu z policją wyskakuje.Na miejscu nikt nawet koni nie zauważy(miło,nie?),więc wracaliśmy przez pole na Wysokiej(chaszcze koniom do łopatek sięgały).Jadeit tak się ucieszył jak na tor wjechalismy,że z tego szczęścia sobie bryknął kilka razy
.
Potem pomogłyśmy Wiktorii z Bońkiem.
Jeździłam Łośka(Carlosa).Skakałam na nim kłodę(wiem,że to żadna przeszkoda,ale Carlos potrafi wyrżnąć fikołka nawet na równej ziemi,więc uważam to za sukces xD )
Potem pojechałam na spacer na Kalniku.
Następnie padoczek...
Opony...
Układanie piosenek z Kaśką...
MECIA
No i zapomniałam dodać ,że w poniedziałek o 7 idziemy z Martą na próbę do p.Wieśka Kryszyłowicza na wyścigowce.Jsk sobie damy radę to zostajemy:)Zobaczy się z resztą.Fajnie.Będzie praca na dwa etaty-rano w wyścigowej,po południu w naszej rekreacyjno-sportowej:)