No i po co mi ten strach? On ma tylko wielkie oczy. Swoją drogą to naprawdę dziwne zachowanie. Przygotowujesz się na coś, chcesz zaryzykować, chcesz to zrobić. Przychodzi ten moment, TO JUŻ, już za chwilę ma się stać, a Ty masz w głowie miliony myśli jedynie na temat tego, jak uciec. Jak wymigać się od tego, na co przecież sam się zdecydowałeś. Masz tyle pomysłów, że masz ochotę wykorzystać wszystkie na raz. Twój umysł już ucieka, ale nogi jednak nadal sparaliżowane. Kiedy nogi już chcą uciekać... już "zostało wyczytane Twoje nazwisko". Już zakodowałeś pracę. Już nie masz ucieczki. Po chwili uświadamiasz sobie, że nie wiesz sam, po co Ci to było. Po co męczyłeś mózg i kazałeś mu biec daleko daleko jak najdalej w drugą stronę. Nie żałujesz, że zaryzykowałeś. Stracić nie możesz nic, a zyskać aż nadto. NO RISK NO FUN! W moim życiu dużo było, i nadal jest, takich momentów. Zazwyczaj udawało mi się uciec... przed maturą nie ucieknę, przed przełomowymi chwilami mojej jakże beznadziejnej egzystencji, również. Matura - wiadomo, dlaczego nie. A te "przełomowe chwile"? To chyba JEGO zasługa. Już nie jestem taki "dzikus", jakim nazywał mnie ktośkiedyśdawnotemu. To jednak prawda, że człowiek potrafi zmienić drugiego. Uczę się od Niego cierpliwości, spokoju i nieprzejmowania się błahymi rzeczami. Fajnie tak zapełnić sobie życie czyimś uśmiechem.
Życzcie mi odwagi, proszę. Odwagi do konsekwentności i działania.
Nie lubię się bać.
PS Ludzie, dajcie życiu szansę. Tak bardzo chciałabym móc udowodnić wam, że warto żyć.