O, matko, z miesiąc mnie tu chyba nie było. To znaczy, byłam, skaradałam sie od czasu do czasu, podglądałam Was i zastanawiałam się, czy mam akurat ochotę na napisanie czegoś u siebie, ale chyba dopiero w tym momencie (to znaczy, nie w tym, tylko kilka momentów przed nim) uświadomiłam sobie, że tyle już się nazbierało tematów do omówienia, że w sumie mogę coś napisać.
Właśnie naszła mnie myśl: powinnam założyć normalnego bloga, a nie bawić się w zdjęcia, których i tak już nie mam prawie w ogóle, tylko takie jakieś takie ochłapy, jak to się mówiło za czasów Gierka, gdy wykładali brzydkie mięso na ladę. Uff, to było długie zdanie. Ale wtedy z kolei, musiałabym od nowa budować swoją megasupergigahiperpopularność, żeby ktokolwiek go czytał. Nie, jednak zostanę przy tym, nie będę co roku zmieniała bloga. Właśnie, chciałam zakomunikować, że ten ma już rok, miesiąc i kilka dni. Jeśli chodzi o długość grzania swojej grzędy, bywało lepiej, ale przecież dopiero się rozkręcam.
Byłam w niedzielę w Majstrze, razem z moją niekwestionowaną w-sumie-rodziną. Kupowaliśmy...tam-da-da-dam... zlew. zajęło nam to jakieś 40 min ( wciągu tego czasu biedna pani z centymetrem musiała wchodzić na drabinkę i mierzyć te, ktore wisiały najwyżej, a tato tylko marudził, że w tym sklepie nie da się nic kupić). Nie chciało mi się ich słuchać, więc popchałam wózek w stronę lamp, takich kolorowych świeczek i obrazów... przy obrazach doznałam olśnienia, bo tam był taki fajny, bez ram tylko z tak czarną okleiną, wąski przedstawiajacy OCZY. Tylko nie takie zwykłe, jak Wasze czy Nasze, tylko takie pomalowane. Dobra, zaczynam trochę brzedzić, ale co poradze, że mi się podobały i powiedziałam mamie: 'kup mi'. A ona na to, że na urodziny. Trochę się nazbierało na te urodziny, szczerze powiedziawszy, będzie musiała sporo na mnie wydać, bo obiecała:
Laptopa Sony VAIO (ew. inny)
Fotel z worka
Obraz z oczami
Poduszki z frędzlami pasujące do mojej perskiej firany
Portfel (ale taki wypasiony, żeby się nie rozwalił po pół roku, jak ten mój obecny i żeby mi pasował do moich szpilek)
Patrząc na to z innej perspektywy, stwierdzam, że to "kupię ci na urodziny" to coś w rodzaj zwrotu spławiającego. Będę musiała z nią o tym porozmawiać.
Wracając do tematu, kupiłam jeszcze moją perską firanę (dla niewiedzących, to są takie długie frendzelki, chciałam z koralikami, ale nie było), której nie mogłam później w domu rozplątać i taki śmieszny różowy budzik, który ma kształt kwadratu, ale nie do końca, bo ma zaokrąglone rogi. jak się nazywa taka figura? Kwakrąg? Albo może odrat?
A potem poszliśmy na kiermasz, gdzie losowało sie w takiej loterii i wygrałam pendzel i długopisy. Dostałam zawrotów głowy od uderzeń gorąca i pojechaliśmy do domu, a mama kazała mi wystawić głowę przez okno i zapewne wyglądałam jak taki rudy piesek. W życiu nie widziałam takiego niebieskiego nieba, jak wtedy.
A w sobotę kręciliśmy z Rysiem i Kotletem teledysk, który znajdziecie na yt, o ile potraficie szukać ;)