Z cyklu: przemyślenia.
Kiedy ostatni raz miałam okres (czyli jakiś miesiąc temu), z nosem w paczce takich małych krakersów - zwierzątek zwyzywałam Kamila i życzyłam mu, "oby ciebie i twój zajebany k.... rower samochód rozjechał" (wybaczcie, że nie skróciłam pierwszego brzydkiego słowa, ale moglibyście sobie pomyśleć, że chodziło mi o 'zajebisty', podczas gdy wcale mi nie chodziło).
Dziś nie mam kogo wyzywać, ani na kim się wyżywać(zauważyliście podobieństwo pomiędzy słowami 'wyzywać i 'wyżywać'?), chodzę po domu, śpiewając "Amazing Grace' (pomaga) i zjadając wszystko, co stoi na mojej drodze i przy okazji jest jadalne. Dobrze, że przynajmniej nie muszę już leżeć na podłodze z mokrą ścierką na brzuchu, bo nie lubię tego robić bez względu na to, jak bardzo koi to ból.
Również nie lubię leżeć na brzuchu z mokrą ścierką na karku podczas ataku, bo woda leje mi się na plecy, ale to już inna bajka.
Na tym chyba skończę, bo właśnie załadował mi się 149 odcinek SM, a koniecznie chcę go obejrzeć, bo ma bardzo intrygujący tytuł : "Finałowa rozgrywka"
pa ^^