Lubię kończyć wszystko, gdy mam te dni całkowicie na nie. Później jeszcze większą przyjemność sprawiają mi powroty. Tak, lubię wszystko zaczynać od nowa, bo to takie przyjemne. Mogłabym tak bez końca.
Nie wiem, czy w ogóle jest to możliwe, by uchwycić moment, w którym rozpoczyna się miłość. Nie jakieś tam zakochanie, lecz miłość. Zakochanie jest mimo wszystko tylko rozjątszeniem siebie, trudną do opanowania, natarczywie natrętną obsesją zajmującą cały czas i całą przestrzeń. Zagnieżdża się wprawdzie w mózgu, ale tak naprawdę wypełnia głównie cało. Miłość, jeśli w ogóle, pojawia się później. Absorbuje inaczej. Nie jest tylko namiętnością obecnej chwili. Patrzy w przyszłość.
Człowiek kończąc, zaczyna coś nowego i nigdy nie wiadomo tak naprawdę, gdzie to nas poprowadzi.