Nie wiem, czy jest tu jeszcze ktoś, kto chce czytać to co piszę...
Chciałabym wrócić do pisania tutaj, tak jak to było kiedyś, ale już chyba nie potrafię.
Piszę notatki w telefonie, a później je usuwam.
Piszę, by wyrzucić z siebie smutek, a usuwając słowa, mam nadzieję, że i usunę emocje...
Zaczynając od faktów. Zupełnie odstawiłam swoje tabletki antydepresyjne. Nie było to łatwe, ani przyjemne, ale już mam to za sobą.
Trochę schudłam, powoli zaczynam wyglądać jak człowiek, a nie jak monstrum. Ale do oczekiwanego efektu zostało mi jeszcze troszkę. Ciągle jestem pod opieką dietetyka. Coś tam jem, ale te myśli nadal są ze mną...
Wczoraj pochowałam babcię.
Wczoraj dowiedziałam się okropnych rzeczy.
Ostatnio powróciło coś czego już dawno nie doświadczałam. Byłam z M. u mojej Mamy. M. każdego ranka pilnował, żebym zjadła śniadanie. Jego marudzenie aż tak bardzo mi nie przeszkadzało. Bo mimo wszystko zazwyczaj jem śniadania. Ale któregoś dnia kompletnie nie miałam ochoty na jakiekolwiek jedzenie. M. marudził, to nie nic takiego. Ale zrobił coś czego się po nim nie spodziewałam. Poskarżył mojej mamie, że nic nie jem. Mama spokojnie zapytała, a on na mnie naskoczył. Wkurzyło mnie to. Nienawidzę, kiedy ktoś mnie kontroluje... Kurwa. Ani Mama ani M. nie są ze mną na codzień. Nie wiedzą czy i co jem, więc na jakiej podstawie mogą mieć do mnie pretensje?! Przez to, że raz nie zjadłabym śniadania... Rozpłakałam się i zamknęłam się w pokoju. Po chwili przyszła moja mama, porozmawiała ze mną na spokojnie, a M. nie odzywał się do mnie.
Wiele zniosę, ale już nigdy nie dam się nikomu kontrolować. Zbyt długo ludzie kontrolowali moje życie. Martwienie się o kogoś, a kontrolowanie to zupełnie dwie inne kwestie.
Ostatnio dużo myślałam. Nie wiem czy pamiętacie R. Ostatnio analizując pewne teksty zdałam sobie sprawę, że gdybym nie była taka głupia i ślepa to zauważyłabym, że ćpa. Mogłabym zareagować, ochronić go przed tym, co się później wydarzyło. Czytałam wiadomości, w których wprost pisał o tym. Byłam tak cholernie głupia. A teraz? Teraz mam wyrzuty sumienia, które nic nie zmienią, tylko będą niszczyć mnie.
Każdego dnia towarzyszy mi lęk. Boję się wszystkiego. Ludzi, że skrzywdzą, albo ja skrzywdzę ich. Przyjaźni, bo może się skończyć. Przyszłości. Ciemności. Dźwięków nocą. Mam wrażenie, że każdy się oddala, że każdy ma mnie dosyć łącznie, z moją Mamą i M. Mam wrażenie, że nikogo nie obchodzi to, co mam do powiedzenia, a gdy ktoś mnie słucha i okazuje zainteresowanie cieszę się, jak idiotka. Boję się, że M. coraz mniej na mnie zależy. Boję się, że odejdzie. Boję się, że znowu stracę osobę, którą kocham.
Mówię coraz mniej, płaczę coraz więcej. Ostatnie dwa dni przesiedziałam w pokoju, płacząc...
Czuję się bezużyteczna, czuję się niepotrzebna, czuję się zbędna, czuję się odległa, czuję się, jak ktoś kto przeszkadza...
O. Kochanie.
Przepraszam, że tyle nie odpisywałam.
Mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądasz.
Poradzisz sobie z nauką, mimo wszystko nie jest tak źle, jak wydaje się na początku.
Czasami obecność drugiej osoby jest ważniejsza, niż jakiekolwiek słowa.
Tak się cieszę, że go masz i że jest przy Tobie.
Najgorsza jest samotność.
Widzisz Kochanie, już zrobiłas mały krok.
Ja też musiałam się nauczyć tego dystansu.
Mimo, że gdy kogoś widzę, czasami tęsknię za tym, ale wiem, że nie warto się cofać.
Daj Malutka znać co u Ciebie po wakacjach? Jak się czujesz? I co w ogóle u Ciebie słychać?
Trudno jest walczyć z chorobą, ale nie pozwól, by choroba Ci go odebrała.
Walcz przede wszystkim o szczęście, a skoro on Ci je daje to walcz o niego.
Całuję Cię Słonko! Trzymaj się z całych sił :*