Moje. Sprzed 5 lat.
Wczorajsze zawody poszły dość dobrze, mamy dwa 3 miejsca.
Ale ja nie jestem z siebie zadowolona.
Pamiętacie P., w drugim wpisie pisałam o nim "Mam żal do NIEJ, o to, że odebrała mi osobę, którą kochałam i nadal kocham... Lecz P. nie dał rady... Nie potrafił kochać mnie i jej jednocześnie...".
P. był moją pierwszą miłością.
Byłam z nim bardzo krótko, ale kochałam go przez jakies 5 lat.
Teraz jest kolegą, ale zawsze będzie dla mnie szczególną osobą, tak samo jak R.
I ten właśnie P., którego uważałam za jednego z najbardziej niezależnych osób...
Oświadczył się mojej koleżance z podstawówki.
Nie wiem, dlaczego zabolało mnie to...
I nie jestem pewna czy chodziło o niego, czy o sam fakt oświadczyn.
Do P. nic kompletnie już nie czuję.
Dlatego jestem skłonna myśleć, że chodzi o to, że tak bardzo chciałabym tego bezpieczeństwa, jakie daje świadomość "oświadczenia", że chce być ze mną na zawsze.
Ale staram się to tłumić w sobie.
Nie mam prawa niczego oczekiwać.
Mogę tworzyć projekcje w głowie.
Ale...
Z drugiej strony chodzą mi po głowie myśli, żeby M. nigdy mi się nie oświadczał.
Boję się zmarnować Mu życia.
Czy kiedykolwiek pozbędę się myśli, że gdyby tamta dziewczyna chciała, to M. odszedłby bez zastanowienia?
Wiem, że On taki nie jest.
Ale ta myśl, jak mantra wraca do mnie.
W piątek dowiedziałam się czegoś o M.
Dotyczy to przeszłości.
Czy mam prawo myśleć o tym?
Czy mam prawo być być smutna przez to?
Nie wiem!
Mam wrażenie, że jestem jak szewc chodzący bez butów.
Psycholog, który nie potrafi odpowiedzieć na swoje własne pytania.