To nie to, że ja mam depresję. Na pewno nie. Chciałabym tylko przestać chcieć ciągle spać. Od zakończenia roku nic innego nie robię.
Śpię, ot co. Mogę spać non stop. Jak już wstanę, żeby trochę pożyć, to naturalnie nic mi się nie stanie, ale często czuję otępienie. I znów tę apatię. Nie mogę się skupić, przeczytać książki. Nie chcę też być wśród wielu ludzi. Ostatecznie chcę być ze znajomymi, a najlepiej sama. No może z kimś jednym. Nie mówię o konkretnej osobie wbrew pozorom. Z kimś jednym po prostu. Przeraża mnie przebywanie w tłumie. Wolę przespać godziny szczytu i nie bywać na głównym dworcu. Nie muszę słuchać smutnych piosenek i wcalę nie przestałam się śmiać. Tylko w sumie już mnie tak nie cieszy to co zawsze. Nie chce mi się ruszać, w ogóle. A najgorszym jest fakt, że nie czuję takiego zainteresowania tym, co określam swoim przeznaczeniem. Naturalnie, mogę oglądać filmy. Zaraz po spaniu jest to druga czynność, którą wykonuję bez przerwy, od początku czerwca. Ale gdybym miała stworzyć coś swojego. Nie umiałabym pokierować nawet grupą sprzątającą kible, a co dopiero aktorem. Nie rusza mnie to. Nie rusza mnie nic w ogóle. Tylko się boję. Tego się boję. Że nie zdobędę się na nic. I że nie będę miała kogo o to obwinić.
Na dobrą sprawę to ja zakochałam się w Tobie. Ja, w Tobie. To tak jak bym Ja ukradła Ci rower. Ja, Tobie. Poza tym, że zostawiłeś jakiś widocznie fajny rower niezabezpieczony, nie ma w tym Twojej winy.
Jezu, jak źle że się spotkaliśmy.
Naprawdę wolałabym to wypłakać i mieć z głowy, ale moim oczom ani się śni uronić jednej łezki.
O, i bardzo mi zimno. Permanentnie zimno.
Oby teraz pomogło.