[i]Jestem tu, gdzie jestem, pośrodku nerwicy dwudziesto[/i]letniej.
[i]Czasowo chora na nieuleczalność arachaicznej duszy.[/i]
Nie znoszę takich dni, to nawet ciężko określić. Jestem tu, tu tkwię, ciągle ten sam problem. Od wciąż nierozwiązanych, tych samych problemów, ludzie popadają w depresję. Nie, nie mówię, że mnie to dotyczy; przecież - mam po co żyć, mam dla kogo żyć, mam szansę na zmianę. Tylko, nie wiem nawet jak miałabym to zmienić. Nieistotne. Dziś biegałam w kółko, bo nie miałam zajęć, dowiedziałam się o tym dziś, kiedy już tu przyjechałam. Gdyby chociaż wczoraj... dwa dni dłużej z Tobą. Teraz to też nieistotne, ale kiedy nie odzywasz się kilka godzin, od razu mi z tym źle. Mój telefon jest włączony tylko dla Ciebie, poradziłabym sobie bez niego, tylko Ty... Na poprawę humoru miały być zakupy, ale - jestem taka niekobieca - nie lubię zakupów, ale poszłam, kupiłam, wydałam zbyt dużo pieniędzy, muszę oszczędzać na jedzeniu. Ale może to nie będzie problem, dziś prawie nic nie jadłam i nie czuję potrzeby jedzenia. Miałam tak tylko raz, w dużo przyjemniejszych okolicznościach, dzień po poznaniu Ciebie nic nie mieściło mi się w żołądku. Wiesz, być może zastanawiałam się nad tym, nad nami, zbyt długo, ale sądzę, że wiedziałam od razu, od pierwszej sekundy. Ty potrzebowałeś więcej czasu, żeby się zakochać we mnie, ale - jak stwierdziłeś - od razu na zabój. Kocham, kiedy mogę się z Tobą śmiać, kocham te poważne rozmowy, które wyciskają ze mnie łzy, zawsze, wzruszasz mnie chyba, bo płaczę od razu "po", a Ty pytasz czy coś jest nie tak, czy coś zrobiłeś nie tak, to urocze. Jesteś najlepszym mężczyzną, najlepszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. I bardzo bym chciała, żebyś w końcu mi uwierzył, żebyś w końcu uwierzył w siebie, w siebie w moich oczach. Bo jak wierzę w każde Twoje słowo, poważnie wypowiedziane słowo.
Mistrzu, poeto, artysto mój.
My - Mistrz i Małgorzata; Piękna i równiePiękny.