I po świętach...Miałam wrażenie, że to Boże Narodzenie. Zwlaszcza w niedzielę, kiedy z Tomka chrześnicą lepiłyśmy bałwana.
Dosyć męczące były w tym roku dla mnie wielkanonce święta. Podróż dała mi w kość, o wysypianiu się mowy nie było, bo Julka od 6 wariowała, ale gdyby pewne rzeczy pominąć, było całkiem sympatycznie.
Fasola stała się bardzo ruchliwa i już dwie noce miałam z tego tytułu nieprzespane, ale to takie przyjemne uczucie, że nie mam serca narzekać.
Pogoda fatalna. Kiedy ta wiosna przyjdzie???