Jesienne liście. Fascynacja i pomysł na nowe. Dziwne bo kolorowe, bajkowe, z marzeniammi, wyrzeźbine wcześniej teraz przeistaczać się będą. Zmieniać się będą, a może to one na celu mają zmienić mnie. Mozliwe. Dostrzegając chwilę i ulotność ewoluuję. Dobijam się. Odbiiłem się! Niedostępny= zamknięty. Nie ma miejsca tam dla mnie. Nie chciałem dużo, widocznie źle chciałem skoro wyszło tak. Historia zatacza koło. Powtarzam się zmieniając się. Zmieniam się ciągle w to samo , mając ciągle nadzięję że to nowy twór. Gdy jest źle, powracam do niewyczerpalnego źródła. Źródła wolności i błędnej samotności. Powtarza się JA. Plany planami, marzenia marzeniami, a ja tylko jestem. Nic nie mogę skoro Tylko jestem.
W środku coś, dziwne coś, jakiś stwór który mnie pożera. Ma na imię Mętlik? Chyba? Może? Naiwność? Nadzieja? Nie przedstawił się bo nie ma czasu. Ciągle mnie penetruje wesząc i prześligując się przez zakamarki. Dociera najgłębiej, tam gdzie nikt jeszcze nie był rzeczywiście, był tylko wirtualnie. Zadaje pytania odrywając po kawalku i niszcząc siłą destrukcyjną. Może to tylko moje urojonie. Urojone i wymyslone aby było łatwiej mi. By z nim walczyć prześcigam samego siebie. Zadaję więcej pytań które sensu nie mają większego, pewnie mniejszego też nie mają, ale pytam. Wygrywam z obcym. Analizując każdy ruch psychologicznie i teoretycznie tworzę wyobraźnię. Moją podstawę niebytu.