Święta minęły szybciej niż dotychczas. Przechorowane, przeleżane, upłynęły na zastanawianiu się "co dalej"? Czuję, że wypalam się w pracy i idzie mi coraz gorzej, a przecież zaraz trzeba będzie szkolić nowe osoby. Wbrew moim dziecięcym wyobrażeniom nie jestem materiałem na czyjąkolwiek szefową. Nie lubię tej odpowiedzialności za wszystko - pracowników, pieniądze - a nie za książki, które sprzedajemy. Wbrew moim późniejszym wyobrażeniom nie mam też tyyyyyle czasu żeby wreszcie przeczytać wszystko, na co nie miałam czasu na studiach. Nope. Tutaj jest jeszcze gorzej niż na studiach. Dlatego moja choroba jest całkiem na miejscu. Kolejne dni do myślenia. Niestety im więcej myślę, tym bardziej oddala się ode mnie cel tego myślenia. Trochę rozpływa się w powietrzu, a trochę staje się nierealny, wymagający zbyt dużej odwagi.
Mój promotor (w myśl zasady, że promotorem zostaje się raz, za to na całe życie) zaproponował mi powrót na uczelnie oraz pomoc w poszukiwaniach odpowiedniego opiekuna naukowego (bo on już ma mnie dość </3) na innym kierunku. Szykuje się więc casting na mojego nowego promotora, co mnie niepomiernie śmieszy bo nie wyobrażam sobie, że umawiam się z tymi panami profesorami na kawki albo dyżury i opowiadam im o swoich zainteresowaniach naukowych. I to jeszcze z polecenia! Śmieszne to. Ale może warto? Na pewno warto, przecież tak, jak jest teraz nie można już dłużej. Spróbować nie zaszkodzi. Tylko jeśli idziemy już tą ścieżką to może od razu zwrócę się do naprawdę sensownych ludzi? Nie znam nikogo, kto zajmowałby się tym tematem w Krakowie, może trzeba więc napisać do kilku prowadzących z UW? Umówić się z nimi, wysłać swoją pracę etc.? Tylko czy ja chcę przeprowadzać się do Warszawy? Kiedy wjeżdżałam ostatnio do Krakowa czułam się jak w domu, jak u siebie, mimo że ciasno się tu żyje i wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Nie potrafię rozwiązać tego dylematu więc zajmuję się raczej ewentualnym tematem doktoratu. I na dzień dobry widzę, że niezbędna mi książka kosztuje na amazonach 2 tysiące zlotych. SUPER. To już wiem dlaczego nikt się tym nie zajmuje... No to może jednak Warszawa? Jeśli jestem w tym dobra to dlaczego nie być najlepszą i nie uczyć się od najlepszych? Trzyma mnie tu tylko mój lęk przed zmianami. Lęk przed spawdzeniem się. Wolę tkwić w tej nieznośnej, ale błogosławionej potencjalności, w której zawsze mogę postrzegać siebie w korzystnym świetle, bo nie wymagającym pracy, ale wyobraźni.