il. Vanessa Jimin Yoon
Już nawet mój tata twierdzi, że jestem dorosła. A więc to prawda; wszystko stracone! Do tego skończyłam swoją edukację - przynajmniej jak na razie (zobaczymy jak długo wytrzymam). Andrzej miał rację: to był naprawdę miły dzień. Zdobyłam swoje złote runo nicości, ciekawe co teraz z nim zrobię. Dostałam piękne recenzje, które wzruszyły moich rodziców (mnie też). Jakie to miłe słyszeć w ich głosie dumę, nawet jeśli nie mogę zobaczyć wyrazu ich twarzy i sposobu, w jaki na mnie patrzą. Do tego Tomasz po wszystkim wziął mnie na bok i powiedział, że i on, i Andrzej uważają, że powinnam wydać książkę. A tak "na już" dostałam zlecenie na zrobienie z pierwszej części mojej pracy artykułu - muszę tylko ograniczyć się do dwudziestu stron <3 To zaskakujące - usłyszeć tyle miłych rzeczy na własny temat w ciągu 24 godzin! Mogłam się domyślić po wieczornych smsach od promotora, że Panowie knują coś między sobą.... Do ostatniego momentu byłam przekonana, że mój recenzent prosząc mnie o rozmowę wręczy mi kolejny artykuł do przeczytania, ale kiedy minęliśmy kserokopiarkę obstawiałam, że usłyszę z jego ust magiczne zaklęcie, czyli zachętę do pójścia na doktorat. A on mi od razu z książką wyskakuje. Wow. Teraz wszystko układa mi się w ładną, spójną całość - rozmowy z Romą, konsultacje moich recenzji i tekstów krytycznych oraz idąca za tym prośba o przesyłanie swoich kolejnych prac z myślą o publikacji, wyrazy uznania na amerykańskiej, rozmowy z Andrzejem i teraz propozycje Tomasza. Naprawdę byłam jedyna osobą, która wypierała najmniejsze podejrzenie o możliwość bycia inteligentną? Chociaż wiedziałam, że panowie z komisji dyplomowej krzywdy mi nie zrobią to nie byłam przygotowana na taki obrót spraw. To niesamowita nagroda i niespodzianka na koniec. Trochę mnie to wszystko wzrusza, no! Muszę kuć żelazo póki gorące i póki mam na to odwagę, mając jeszcze w głowie wszystkie te pochwały (jakby Tomasz czytał mi w myślach - wypunktował w recenzji wszystko, co było dla mnie naprawdę ważne: docenił moje "przekłady"; miał w pamięci mój licencjat - co zawsze jest bardzo miłe; wspominał moją niechęć do nadmiernego teoretyzowania i "talent pisarski"; stwierdził nawet, że to jedna z najciekawszych prac, jakie recenzował <3 i oczywiście: wyraził wprost nadzieje na publikację książkową: ZA DUŻO SŁODYCZY W JEDNYM TEKŚCIE).
Po wieczornej rozmowie ze znajomą dotarło do mnie jak emocjonalnie podchodziłam, i wciąż podchodzę, do tych studiów. Na szczerą uwagę Klaudii, życzącej mi żeby rzeczywiście nie były to słowa rzucone na wiatr i abym wkrótce opublikowała ten artykuł byłam zdumiona. Tak bardzo ufam Tomaszowi, że ani przez myśl mi nie przeszło, że mógłby słowa nie dotrzymać. No ale ziarenko niepewności zostało zasiane :P Sprawdzam kilka razy dziennie maila; chciałabym się za to jak najszybciej zabrać! A póki co bawię się w tłumacza jednego z opowiadań, pakuję się i wracam na trzy dni do domu, na łono natury i do mojego zwierzyńca <3
Nie chodzi w tym wszystkim o posiadanie tytułu magistra - bo ten jednak nie jest dzisiaj żadną zasługą ani wyczynem. Raczej o zwykły, ludzki fakt bycia docenioną, poczucie, że "odwaliło się kawał dobrej roboty" i że ktoś to zauważył. No i o atmosferę: było naprawdę miło. Panowie byli wspaniali! A ja już wiem, że będę tęskniła za seminariami z Andrzejem </3 Tak. Zmusiliśmy naszego promotora kwiatami do przyznania się, że jest z nas dumny! To dopiero wyczyn! Takie wyznanie ;) I żeby nie było: poza moimi prowadzącymi, znajomymi, szefowymi z urlopów (<3) i rodziną gratulacje przekazał mi dzisiaj na fejsie Bisz, który również - jak się wyraził - jest ze mnie dumny. Co prawda jest jeszcze przed lekturą całości, ale ja czuję, że mogę już umierać! :D