No to zaczynamy ;)
Nazywam się Mikołaj Carter, mam 15 lat urodziłem się i mieszkam w Warszawie. Gram w koszykówkę od 7 roku życia. W tym roku skończyłem gimnazjum i przede mną ważny wybór jeśli chodzi o liceum i moją dalszą karierę.
Spytacie pewnie skąd to amerykańsko brzmiące nazwisko? Otóż już Wam tłumaczę.
Moja mama Ania rozwiodła się z moim tatą Michałem około 5 lat temu i 2 lata temu wzięła ślub z jej dawnym chłopakiem Dawidem ,który wyjechał do stanów i zmienił swoje imię i nazwisko ,żeby łatwiej mu się tam żyło.
Z moim tatą nadal utrzymuję dobry kontakt i ma nadal duży wpływ na moje wychowanie. Szczerze to Dawida a właściwie Davida średnio trawię. Wkurza mnie tym ,że co chwile próbuje mnie pouczać i narzucać swoje zasady. Mama jest jakby zawieszona między nami dwoma ale widzę ,że jest szczęśliwa więc staram się nie robić awantur i starać się jakoś zaakceptować tego gościa.
Ale już dość o moim życiu rodzinnym bo pewnie Was tym już znudziłem.
Pora przejść do tego czego kocham i wokół czego moje życie się kręci.
Gram w Polonii Warszawa od małego, na 1 trening zaprowadziła mnie mama, bo jako ,że byłem bardzo energicznym dzieckiem to chciała mnie gdzieś zapisać ,żebym mógł uwolnić całą tą energię. Ja bardzo chciałem iść na piłkę nożną , podziwiałem wtedy galaktyczny Real z Figo , Beckhamem , Zidanem , Ronaldo, młodym Casillasem , mógłbym wymienić cały skład ale nie o to w tym chodzi.
Po prostu wtedy ani Legia ani Polonia nie zajmowały się na poważnie szkoleniem takich małych dzieci jak ja i nie wyrazili chęci abym dołączył do starszych więc dostałem 1 lekcję od życia. Moja mama jako ,że jest wspaniałą kobietą sprawiła ,że szybko zapomniałem o piłce i zacząłem grać w kosza. Wtedy trenerem w Polonii był 45 letni dawny wybitny rozgrywający Zbigniew Michalczuk który w kadrze Polski rozegrał ponad 100 meczów i przez parę lat był najlepszym rozgrywającym w europie lecz nie wyjechał z kraju przez względy rodzinne.
Wtedy tak bardzo nie interesowałem się koszykówką , więc nie wiedziałem do pewnego momentu kim był mój trener , dowiedziałem się o tym dopiero jak miałem 14 lat. Tak , tak wiocha jak nic , ale wtedy mój świat kręcił się nadal wokół piłki nożnej i nie zdawałem sobie z tego sprawy. Na początku jako ,że byłem za wysoki na rozgrywającego a za niski na centra to trener ustawiał mnie na pozycjach 2,3. Od zawsze kochałem zdobywać wiele punktów i to był mój główny cel. Wychodziło mi to całkiem nieźle, lecz całą moją zabawę w basket na pewien czas przerwała szkoła.
Był to priorytet dla mojej mamy więc jak usłyszała ,że lekcje kończę w poniedziałki i piątki o 18.10 a trening zaczyna mi się w te dni o 17 to wyjście było tylko jedno , niestety szkoła. Został mi więc tylko 1 trening w tygodniu w środy. Starałem się jak tylko mogłem lecz z biegiem czasu chłopacy dzięki treningom poszli strasznie w górę a ja praktycznie nie rosłem i już nie dawałem rady grać tak dobrze na pozycji nr 3. Z czasem grałem coraz mniej i byłem coraz bardziej podłamany , lecz zawsze miałem wsparcie w moim dziadku ,który nigdy nie zostawił mnie samego w tych ciężkich chwilach i zawsze mogłem z nim porozmawiać. Niestety odszedł na tamten świat 3 lata temu. Po jakimś czasie plan wreszcie mi się zmienił na bardziej ludzki i mogłem też chodzić w poniedziałki.
Ja nadal starałem się grać na 3 bo to była pozycja którą uważałem za najlepszą bo zawsze miałem tam swobodę i mogłem dużo rzucać , zbierać i dobijać. Lecz trener widział we mnie wielki potencjał jeśli chodzi o przegląd pola , rozumienie gry , refleks i szybkość więc na którymś treningu zaproponował abym spróbował grać na 1 , średnio mi się to podobało lecz powiedziałem sobie , kurde czemu by nie spróbować . No i okazało się ,że staruszek miał rację i zmienił całkowicie moje życie. Po 5 latach grania na 3 i bycia drugim czy trzecim rezerwowym , od razu zostałem pierwszym rozgrywającym razem z moim najlepszym przyjacielem Piotrem .