Abonent czasowo niedostępny- Ewa Ostrowska cz.1
- Mamo? Czemu mi się tak krytycznie przyglądasz? Ubrudziłam sobie noc? Wyskoczył na nim wstrętny pryszcz?
- Zaraz krytycznie! Po prostu patrzę i zastanawiam się, jak jutro wypadniesz.
- Aha. No cóż, mamo, do jutra nie zdążę z operacją plastyczną. Nos musi pozostać na swoim miejscu.
- Ja mówię, poważnie, a Ty kpisz.
- Nie ośmieliłabym się kpić. Rozumiem powagę sytuacji.
- Powinnać jutro szczególnie dobrze wyglądać, Marta.
- Postaram się, mamo.
- Rozumiesz chyba, że tak dłużej być nie może.
- Oczywiście, mamo. Nie może.
- To niemoralne, aby dwudziestodwuletnią kobietę utrzymywali rodzice.
- Masz rację, mamo. Niemoralne.
- Przerwałaś studnia, nie chcesz na nie wrócić, Twoja decyzja, Twój wybór. Wolisz być nikim, zerem bez wykształcenia. Zmarnowałaś swoją życiową szansę...
- Tak, mamo.
- Z Tobą się nie da nawet rozmawiać!
- Przykro mi, mamo.
- Wyobrażasz sobie, że tylko Ty cierpiałaś? A ja? A Twój ojciec?
- Ojczym - poprawiła.
- Ojciec! On Ciebie wychował!
- To prawda: wychował.
- I kochał jak własną córkę
- O tak, mamo, kochał.
Brał na kolana. Lubił brać na kolana. Głaskać po śmiesznych, cienkich warkoczykach. Całować w szyjkę. Całując, mówił: jaka śliczna, gladziutka szyjka. Wtedy nie wiedziała, co to takiego robi się u niego w spodniach, ale to coś uciskało mocno i twardo, wbijało się w pośladek. Tato, puść. Nie puszczał. Moja mała dziewczynka, mówił. Jeszcze tylko chwilkę, maleńka. Posapywał. Wciskał ją mocniej w to coś twardego i kłującego jak kijek. Posapywał coraz głośniej, już nie całował, lecz lizał jej szyję. No, nie wyrywaj się, przecież nic złego Ci nie robię. Kocham moją małą, śliczną dziewczynkę.
- Załatwił Ci, dzięki swoim znajomościom, dobrą pracę. Rozmowa kwalifikacyjna to jedynie
formalność. Twój przyszły szef jest przystojnym mężczyzną, dlatego jego nowa sekretarka musi wyróżniać się precyzją. Kwalifikacje masz marne, na komputerze prawie nic nie potrafisz zrobić. A przecież kupiliśmy Ci taki z monitorem najnowszej generacji, żebyś nie narażała wzroku i siebie na promieniowanie, lecz ignorowałaś nasze dobre rady, nie poszłaś na kurs komputerowy. Gotowi byliśmy ponieść jeszcze i te koszty. Wszsytko z myślą o Twojej przyszłości, którą Ty lekceważysz. Szczęście, że posyłaliśmy Cię do liceum z rozszerzonym angielskim. No i te dwa lata lektoratu, przy Twoich niewątpliwych zdolnościach lingwistycznych, coś Ci dały. Język masz opanowany w stopniu dostatecznym, żeby rozmówić się jako sekretarka z zagranicznymi kontrahentami. Ale Ty nie dbasz o siebie, te włosy chociażby! Dam Ci na fryzjera. Niech Ci dobierze jakąś podkreślającą Twoją urodę fryzurę.
- Dzięki, mamo.
- A tu,spójrz, kupiłam Ci elegancki kostium - matka zaszeleściła papierem, rozwijając paczkę. - Akurat
na wiosenną porę, z żakardu, Twój rozmiar: trzydzieści sześć. Oprócz tego - tu matka zaszeleściła kolejnym papierem zdzieranym z następnej paczki - bluzka. Z prawdziwego jedwabiu. Do tego, pod kolor, torebka - matka rozwinęła następną paczkę. - Przynajmniej zaprezentujesz się elegancko. Pozwolimy Ci również całą swoją pierwszą pensję przeznaczyć na zakup odpowiednich ubrań. Będziesz pracować wśród bywałych w świecie ludzi, nie możesz wyglądać jak kopciuch.
- Jesteście po prostu niewiarygodnie hojni, mamo. Mam w akcie dziękczynnym paść na kolana?
- Jezus Maria, Marta! Z Tobą nie da się rozmawiać!
- Skoro się nie da, to czemu rozmawiasz?
- Bo pragnę Twego dobra! Żebyś, na przykład, wreszcie przestała nosić te swoje koszmarne czarne spódnice i swetry!
Wyglądasz w nich, jakbyś była stale w żałobie. Marta, kochanie. Ja wiem, że niełatwo Ci zapomnieć. Ale najwyższy czas powrócić do normalnego życia.
- Tak mamo, najwyższy czas.