Zima.
Jak ciężko brodzić w zaspach śniegu na dworze i w sercu.
Zaspy.
Nic tylko spokojny, monotonny widok białego puchu.
Ta pora roku jest porą ciszy i skupienia.
Przerywa ją jedynie sylwestrowe szaleństwo jednej nocy.
Nocy, którą kolejny raz spędzę sama.
Wydawać się mogło, że jakoś wszystko pójdzie w dobrą stronę.
Dziś jednak wiem, że wszelkie plany i starania idą w niebyt.
Mroźny wiatr dmie między uczuciami, płatami rzeczywistości.
Powoli przyzwyczajam się, że wszystko, czego pragnę jest dla mnie nieosiągalne.
Jestem jedną z tych kobiet, które cierpią w ciszy i jedynym ukojeniem dla mnie jest właśnie to miejsce, w którym opisuję siebie.
Egoistka- powiecie?
Może i tak, ale każdy z nas potrzebuje takiego miejsca czy takiej rzeczy, która przynosi mu ulgę w cierpieniu.
Piszę.
Dużo piszę.
Wiersze, opowiadania, pamiętniki wszelkiego rodzaju, blogi.
To pozwala mi wstać i żyć.
Upadam nisko, bo nie wypełniam swych powinności w pokorze, a za minute będę musiała wyspowiadać się ze wszystkiego, co zrobiłam.
Życie jest bowiem jedynie momentem.
Momentem, który często nam ucieka.
Zaprzepaszczone siły naszego jestestwa, klęska wiary i fale strachu.
To wszystko burzy nasz senny azyl.
Potrzeba nam dumnym krokiem wejść w życie i przeżyć je tak dobrze jak potrafimy, ale niepożądane myśli odbierają nam chęci działania.
Kolejny dzień wstaje za oknem a my myślimy jedynie o wspomnieniu wczorajszego niepowodzenia.
Jak odegnać od siebie to wszystko?
Jak sprawić, by przebudzenie ze snu nie kosztowało nas tyle bólu i trwogi przed nadchodzącym końcem?