O mój kurwa boże.
To są jakieś kpiny, wspólny sylwester? No już widze, jak będę siedzieć z butelką na w pół opróżnionego piwa na łóżku na którym kiedyś się kochaliśmy. Dobre sobie. Trudno, najwyżej zostanę w domu i będę oglądać tvp2, to naprawdę lepsza opcja. A zapowiadało się tak fajnie.
Nie, nie, nie. Nie pójdę tam. A co jeśli pójdę? Co jeśli będę tam siedzieć jak kretynka lub co najgorsze będę płakać? Już to widze jak wszyscy krzyczą, że nadszedł Nowy Rok a ja wybucham takim płaczem. Mam koszmarne wizje.
O koszmarnych snach nie wspominając.
Najlepiej jakbym sobie umrała, naprawdę.
Nikt.