It's better to see something once than to hear about it a thousand times.
Nareszcie. To odpowiednie słowo, by opisać moją poranną reakcję. UDAŁO SIĘ! Po 3 latach walki z chorobą, po 3 latach brania antybiotyków, odwiedzania lekarzy, wiecznych badań, igieł... WYGRAŁAM! Gdy to usłyszałam to prawie popłakałam się ze szczęścia :) Nie chcę wyjść teraz na kogoś niewychowanego i w ogóle, ale mam nadzieję, że się z Panią doktor już się nie zobaczę. Nie chodzi mi o to, że miałam złą opiekę czy coś, bo lekarka niesamowicie cierpliwa i przesympatyczna, ale po prostu nie chcę powtarzać tego, co było. Nareszcie po 3 latach nie muszę się martwić o to, co mogę, a czego nie mogę jeść i robić. Nie muszę martwić się o to, że każda niepożądana reakcja mojego organizmu na coś, może spowodować, że trafię do szpitala. Pamiętam jak rok temu usłyszałam słowa: 'Jak badania coś wykażą to operujemy, jeśli nie - nadal leczymy. Jak to nie pomoże to niestety operacja'. Byłam załamana. To był najgorszy dzień mojego życia. Do dzisiaj pamiętam jak ludzie w autobusie się na mnie patrzyli, bo łzy same wypływały mi z oczu. Ale koniec. Teraz JA WYGRAŁAM tę bitwę. Teraz oficjalnie, po bardzo długim czasie, mogę jechać chociaż na jednego drinka żeby to opić :) Podczas mojej choroby obiecałam sobie, że jak się uda, to jadę daleko, by odpocząć. I JADĘ! Za równy rok będę w cieplutkim kraju cieszyć się każdym promieniem słońca. Razem z M. będziemy świętować, że nie tylko mnie, ale także i jemu się udało. Kto nam zabroni lecieć tak daleko? :) Tymczasem nadal muszę pracować na swój wyjazd. I jestem niesamowicie zadowolona, że jutro pracuję tylko z Łukaszem. Który to już raz, gdy chowam się przed ludźmi? ;p Ale tak jest dobrze. Po szalonym czerwcu i intensywnym lipcu mam dość ludzi i ich hamstwa. Trzymajcie się ciepło! ;*