nad przepaścią wielką stoję w bezruchu nieoddychając mamrocząc pod nosem smutne złe słowa łza po łzie spada po zimnym policzku dreszcz za dreszczem po krańce rzęs strach płynący w żyłach krew dudniąca w uszach ciśnienie podchodzi do góry i nagle spadam niezauważalnie dzień jak codzień