Dzisiaj już ostatni odcinek, a szkoda, bo w końcu - mimo oporów - naprawdę przyzwyczaiłam się do tej nowej generacji. Cookie Cookie Cookie!
Dzisiaj pidżama party z pidżamkami w owieczki, bananami z czekoladowym sosem, dwulitrowymi lodami, Johnnym Deppem i Casablancą, łokcie mnie bolą i moja siostra nabiera się na jakąś Francję, wracając: cieszę się bardzo. Koniec już z mokrymi policzkami, nikt wtedy nie wygląda ładnie (chyba, że poeci, albo malarze, oni pasują do takich rzeczy i brudu pod paznokciami i papierosów i zarostu dwudniowego, wiecie, o co mi chodzi). Oprócz tego: nikt.