Z czasów, kiedy jeszcze wszyscy byliśmy szczęśliwymi ludźmi...
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to tylko ulotna chwila, która skończy się szybciej niż się zaczęła, ale o tym nie myśleliśmy...
A przecież mieliśmy trwać wiecznie...
W życiu każdego z nas przychodzi w końcu taki moment,
że trzeba podjąć decyzję...
Tę najbardziej odpowiednią...
Tę najmniej raniącą...
Tę niepowodującą negatywnych konsekwencji...
Czy taka w ogóle istnieje?
Są takie sytuacje, w których nieważne co zrobisz zawsze będzie źle...
Typowe dla bohatera tragicznego...
Chyba właśnie takim się stałam.
Mając do wyboru skazać siebie na cierpienie i dzięki temu
ograniczyć ból innych,
albo w miarę możliwości zadowolić siebie
i spowodować cierpienie innych,
pewnie wybiorę opcję pierwszą,
bo po prostu taka jestem.
Wiem, co znaczy cierpieć...
I jeśli ja jestem tą, która może wybawić innych od tego,
to pewnie to zrobię -
nawet kosztem samej siebie...
Bo przecież jestem tu po to, aby służyć,
nieść pomoc biednym, zaniedbanym, skrzywdzonym,
wszystkim tym, którym nie było dane zaznać szczęścia.
Chyba właśnie po to przychodzą tu,
na ten świat, umysły takie jak ja -
wielkie, lub po prostu beznadziejne.
I tak ci najbardziej odpowiedni ludzie mojego życia
ocenią mnie najtrafniej.
Dlaczego taka jestem?
Nie wiem.
Być może niedługo stąd odejdę, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Przeraźliwie cierpię na manię, żeby mnie zapamiętać,
czasem to nie wystarcza by dobrze przeżyć swoje życie.
Jaki jest sens tego wszystkiego, co właśnie się dzieje?
Wiem, że mogę wszystko.
Mogę się cieszyć, smucić,
skakać z radości,
albo płakać z żalu,
ale jedyne czego nie mogę to wspominać.
Jak mam się tego pozbyć?
Podobno wielkie umysły leczą się same - prędzej czy później.
Chyba do nich nie należę, skoro ciągle tkwię w tym samym.
Gdyby nie religia, wszystko byłoby inaczej.
Gwarantuję, że gdyby drugi raz doszło do tego samego,
to nawet nie poznałbyś mojego imienia...
Ale On każe wybaczać...
Nie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem...
Chyba dlatego wciąż to robię.
Wierzę, że życie jest jak lustro - samo się do mnie nie uśmiechnie.
I skoro ja jestem tą silniejszą, bardziej dominującą,
to właśnie ja muszę wyjść z inicjatywą,
bo być może do tego zostałam stworzona - by służyć, pomagać.
Trzeba coś z siebie dać, aby potem to odebrać.
Jeśli ja nie przebaczę jemu, to gdzieś, kiedyś, ktoś za parę lat
również nie przebaczy mnie,
a być może to przebaczenie kiedyś stanie sie jedynym,
czego będę potrzebowała...
Zmarnowałam zbyt wiele szans...
Już dawno mogło być inaczej.
Za szybko dorosłam...
I jeśli dziś, pomiędzy tym całym syfem, który nas otacza, właśnie ja jestem tą, która może ocalić mnie przed cierpieniem, to chyba warto to zrobić.
Zacząć od nowa kolejny raz...
Nic nie trwa wiecznie - nawet cierpienie...
Siła uniknięcia ciosu tkwi w tobie.
Cierpisz? Przestań.
To tylko dzieje się w twojej głowie...