Znów Sylwester...
I co mam napisać? Że go nie cierpię, bo jest dokładnie tak, jak było...
Może to czas na jakieś refleksje, osobiste przemyślenia, postanowienia...
We mnie nie ma już chyba nic.
Ostatni tydzień dał mi nieźle w kość, więc zamiast planować swoje postanowienia noworoczne, ja byłam, a chyba nawet dalej jestem, zajęta zbieraniem siebie do kupy...
Tak, tak wiem, że to już jest śmieszne, ale znów nam sie posypało...
I będę niepoważna, mówiąc, że to już na serio i że jest to kolejny "definitywny koniec", po którym pewnie znowu się pogodzimy, gdy kolejna laseczka pójdzie w odstawkę... No, bo przecież do mnie się zawsze wraca...
No, tak - faktycznie tak jest. I może jestem jakaś nienormalna czy coś tam jeszcze innego, ale mam zamiar czekać... Muszę poukładać swoje życie, zebrać się z tego upadku, w którym tkwię, pogodzić się ze swoim losem, przyjąć nową postawę wobec obecnej sytuacji, ale nie wolno mi przestać czekać...
A kiedy ten owoc zgnije i będzie gotowy na odrodzenie, ja muszę go przyjąć, zaopiekować się nim i, być może, przygotować się na kolejną falę bólu...
Jednocześnie należy się liczyć z tym, że któreś odejście będzie tym ostatnim i ostatecznym, po którym już nie nastąpi żaden powrót... A ja muszę mieć wtedy dość siły aby przestać czekać i zmienić kierunek swojej wędrówki...
Nieszczęścia hartują, to pewne.
Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni - to też pewne.
Chyba więc zbiorę się na siłę i wykrzesam z siebie jakieś mało kreatywne postanowienia...
Muszę też rozliczyć się z tym, co było rok temu.
Czyli:
1.Być cierpliwym i bardziej wyrozumiałym. Udało mi się tak na może 40%.
2. 10 kg w dół. No prawie... Poszło tylko 9 :(
3. Więcej radości. Mniej więcej do połowy lipca byłam bardzo szczęśliwa, to chyba znaczny sukces... Druga połowa niestety się posypała.
4. Nigdy nie płakać z powodu faceta. Myślę, że złamałam to z jakieś 1500 razy.
5. Zdystansować się. Chyba nigdy mi się to nie uda. Mój sentyment mnie kiedyś zabije.
6. Zrobić szpagat. Nie podjęłam ani jednej próby.
7. Więcej pokory. Myślę, że się udało. Zdałam sobie sprawę ze swojej nędzy, a to już jakiś krok w stronę pokory.
8. Lepszy kontakt z Bogiem i z ludźmi. Raczej pozytywne.
9. Dbać o siebie. Raczej też.
10. Nie pozwolić się wykorzystywać. Chyba nie było większych problemów.
11. Nie martwić się tym, czego nie można zmienić. Myślę, ze to skoro to idzie w parze z dystansem to zdecydowanie mi się nie udało.
12. Być lepszym człowiekiem, dążyć do doskonałości. Nie mnie to oceniać.
Czy się zmieniłam przez ten rok?
Pomijając to, że stałam się bardziej ironiczna, wredna i jednocześnie słaba, to zbytnio się nie zmieniłam.