Rok temu byłam pewna wszystkiego i wszystkich. To miał być początek idealnego życia. Niczego nie żałowałam i wiedziałam, że co raz częściej będę budzić się z uśmiechem na twarzy. Chciałam by było zawsze tak jak wtedy....
Potem w roku szkolnym zaczęłam zjebywać po kolei wszystko. Ale wciąż miałam określone pragnienia.
Teraz.....jadąc na wakacje żyłam nadziejami. Mimo błogostanu który tam panował....mimo tej radości gdy pozwalałam przewracać się ciepłym morskim falom; wracałam wyprana z uczuć.
Klnę co raz więcej. Czekam na przerwę by wybiec ze szkoły.
Nie wiem dla kogo się staram.
Nie wiem już czemu to wszystko robię.
Niebieskie oczy.....to miało się zakończyć. Liczyłam może na cud, ale wszystko miało się zacząć od nowa, lecz gdy 3 września wchodziłam opalona i wypoczęta do szkoły zrozumiałam, że jest tylko gorzej....
I śmieją się, że jestem murzyn i cygan i śmieją się, że pierwszy raz widzą mnie opaloną, i mówią że jestem taka chuda.
A ja płaczę w łazience bo wiem, że to nie prawda. Bo brzuch wylewa mi się ze spodni. Bo przytyłam tak bardzo. Bo nie mam motywacji.
Bo krzyczę za zamkniętymi drzwiami bo mam mętlik w głowie.
Bo chcę by patrzyły na mnie te niebieskie oczy i śmiały się do mnie znowu.
Ale by było to bez zobowiązań. Bez kolejnych nieporozumień, złudnych nadzieji....wszystkiego
"Żyliśmy w blasku Słońca na czekoladowych batonikach, pewnego dnia zapaliło się łóżko, chce spóbować po twojemu...."