coś niewyraźnie wyglądam
i tak się w sumie czuję.
Dzisiaj obfity dzień.
Rano zajęcia, po zajęciach do kaufa po spożywkę.
Potem na tramwaj, autobus i kolejny autobus i tym oto sposobem znalazłam się w stajni.
Uszykowałam szybko karusa, bo miałam czas ograniczony i poszliśmy się trochę pobujać po łąkach.
Fajny dziś był. Taki żwawy. Chociaż przy czyszczeniu znów próbował mnie zjeść.
O dziwo tym razem nie pomyliliśmy drogi ani razu, tzn. ja, bo on to by tylko leciał przed siebie.
Wrócilam, dałam jabłka i marchewki, ogarnęłam jego i sprzęt i musiałam lecieć na autobus.
Zrobiłam sobie obiad. Poczekałam na Patryka i dostalam to co potrzebowałam.
Kuba mi w międzyczasie napisał, że już jest w akademcu, więc się zebrałam i pojechałam.
Przegadaliśmy prawie dwie godziny o życiu, przemijaniu, polityce i różnych innych sprawach.
Przed dwudziestą się zmyłam, a Kuby kolega wyprowadził mnie z tego labiryntu korytarzy:D
ŻACZEK <respect>
Moja uczelnia mnie wnerwia.
Na szczęście jeszcze tylko jutro i pojutrze już wybywam do domu.
W pt o 7 będę w Koninie!
Nie mogę się doczekać weekendu.
Sztuką jest wykrzesać iskrę z popiołu
a nie rozpalić żarzący się węgiel.