To tak, wcześniej nie pisałam, bo wiadomo PIELGRZYMKA na Jasną Górę i inne sprawy. Później mi się nie chciało i teraz tako jestem przed Wami i mogę conieco napisać ;]
Więc na pielgrzymce poznało się kilka naprawdę fajnych osób. Ale przyjaciele to jednak przyjaciele i dobrze że byli, bo trzymaliśmy się razem. Nikt nie miał prawa być samotny i dzięki nim doszłam do celu swojego pątniczego szlaku. Szło się nieźle jak na pierwszy raz, ale po jednym deszczu poszły mi ścięgna tu przy kolanku i co? I dupa. Mariolcia zaczęła porządnie kuleć, serio. Dobrze że zalazłam jakoś te parę km, a później była kwatera i burza przespana w domciu ;] Więc raz namiocik, raz "kwaterka" i o, przezyłam. Jedzenia tyle co się nabrało to ile jeszcze zostało. Full. Pasztety i ketchup szły nam błyskawicznie, nie wspominając o napojach. Coca-cola NAPÓJ ŻYCIA. Tyle co się tego wypiło to mierzyć w jakiś hektolitrach trzeba :D
No nic, bardzo mi pomógł Paffał -jakże mogłabym o nim nie wspomnieć xD Alumn i Biskup to dobrana para na pielgrzymce, nie ma co :D więc, to i tamto bolało, małe bąbelki były ale daliśmy radę. Wszyscy ;] Obyło się u mnie bez karetki :) Zawziętość moja nie zna granic jak to słyszałam od wielu ludzi. Bywały trudne chwile, gorsze etapy, ale to nic :) Najgorszy dla mnie był dzień 2 -trasa na Dęblin, wtedy nie dość że z tubą na plecach, bez kropli wody w upale to jeszcze podły humor. Nic, tylko ryczałam na postoju :D
Karta peilgrzyma zapełniona wspomnieniami z różnych etapów. Mycie pleców, masaże, obkładanie bandażami, rozmowy, przygoda z taśmą i karimatą, wszystko jest w książeczce ale najwięcej w sercu :) Nigdy tego nie zapomnę, a to dlatego że byliście ze mną :)
Wiele rzeczy się przemyślało, wielu doznań doświadczyło a przede wszystkim sporo się nauczyło. Życia. Tak po prostu.