God. Gdyby chciało mi się tak jak mi się nie chce...
Jakiś dziwny dzień mam... Niby zły humor, ale czuję się dobrze.
Trudno powiedzieć.
Jutro tradycyjnie 4.50 będę już na nogach. Umyć głowę, zjeść śniadanie, zrobić 2 na uczelnie i heja na pociąg o 6.15.
Męczy mnie to już... Może to przez ten weekend... Ja siedząca w domu to nie jest dobry pomysł. Najgorszy.
Tradycyjnie zaczynam angielskim... 1,5h to dużo. po 40 minutach czuję się zjechana.
Dobijają mnie Ci ludzie. Wszyscy mnie znają, a kiedy mówią "cześć" ja zastanawiam się "co do kurwy?!".
Zdecydowałam, że zapuszczam włosy. Wczoraj wracając w stanie nieważkości z Wrocławia stanęłam przed lustrem i zaczesałam włosy w taki sposób, że ujrzałam w odbiciu dawną siebie. To było niesamowite, z pewnością ten stan nie był spowodowany moim samopoczuciem ;p
Tak też jutro zrobię, będę trochę pedalsko wyglądała z tym przedziałkiem na środku głowy ale da się przeżyć.
Szkoda, że jutro same ćwiczenia, bo wzięłabym w końcu S. Kinga do poczytania.
Jak mi się uda to skończę dzisiaj kolejny sezon mojego serialu i pójdę grzecznie spać.
Bless.
[edit 22:14 = mam kryzys, jebane studia. nie zdam.]