coraz częściej mam potrzebę bliskości... zaczyna być to delikatnie rzecz ujmując irytujące, że najprostsza potrzeba czującego człowieka nie może być w żaden sposób zaspokojona czy uciszona, bo ukochana osoba jest tak daleko...
a codzienne zdawanie sobie sprawy , że jeszcze tyle czasu trzeba czekać... tyle dni, godzin, minut wytrzymać marząc o tych kilku chwilach razem... śniących się niezmiennie każdej nocy tuz przed otworzeniem zaspałych zmęczeniem oczu...
pocieszającą jest świadomość, że z każdą minutą przybliża się chwila spotkania... a zaraz potem pojawia się przeświadczenie ile tych minut jeszcze trzeba przetrwać w pustce wypełniającej płuca i wszelkie pozostałe wnętrzności... może poza mózgiem, bo jednak ciągle się coś robi, chociażby dla zabicia czasu, więc nawet mimowolnie się o tym myśli...
*******