Cześć.
Jest mi zimno. Nie tylko przez temperaturę.
To takie zabawne w sumie, bo jeszcze do niedawna miałam tyle do napisania. Pojedyncze myśli - wspomnienia, nie tylko te dobre, układały się w coaz obszerniejszą historię. Lecz teraz wszystko się uspokoiło. Czuję mentalną pustkę, czuję ją tak, jakby byłą namacalna, jakbym mogła jej dotknąć. Dziwne.
Teraz, dla odmiany, nic nie trzyma się kupy. Cieżko złożyć mi jakiekolwiek, chocć trochę logiczne, zdanie.
Czuję się jak dziecko. Małe i bezbronne. Tak naprawdę to znowu jestem dzieckiem. Musiałam się zawrócić, cofnąć się o ten krok, który w końcu, po latach udało mi się wykonać. Jednak podłoże okazało się chwijne, musiałam wycofać się, by nie upaść. I ponownie jestem w punkcie wyjścia. W miejscu, z którego przez długie lata starałam się wybrnąć.
Jestem jakby naga. Taka się czuję. Albo jakby ktoś zdrał ze mnie skóre i pozostawił samą sobie. W ciemności.
Przez pół dnia miałam tylko ochotę leżeć z kołdrą nakrytą po samą głowę i marzyłam, by móc już nigdy nie wychodzić. Albo najlepiej przytulić się do misia czy też płakać w poduszkę. Ale, jak na złośc, nie potrafiłam nawet zapłakac. Miałam czas, by pomyśleć. Doszłam tylko do jednego wniosku: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
I zrobię chyba liste osób, które zrobiły ze mnie dziecko.
Przecież ja jestem dzieckiem. Ale jednego się nauczyłam: by nie ufać tak łatwo ludziom. Jak się człowiek nie poparzy, to się człowiek nie dowie.
I tak, jak powiedział kiedys flapcjak: Lepiej ufać komuś, komu nie można ufać, niż ufać komuś, komu zdawałoby się, że można ufać :D
Pozdrawiam.
Co ja bym bez tego zrobiła? (Moja ulubiona z całej płyty c: )