Wpadł wiatr i ona stracila nadzieję
Staczała się i była na samym dnie
Często przy oknie stała w milczeniu
Zastanawiając się czemu sama jest
Już powoli nie wytrzymywała
Codziennie rano krew na podłogę skapywała
Żolądek tabletki muliły
I patrzyła na ślady w żyłe z heroiny
Czuła się coraz gorzej
Już nie bolały jej wbijające noże
Była blada bo krwi co dzień traciła wiele
Modliła się do Boga by zabrał ją do siebie
Miała dosyć narkotykowego głodu
Z dnia na dzien bylo gorzej-brakowalo towaru
Postanowila nie czekać na Boga wezwanie
Ubrala się i poszła to torów zdobywanie
To była szansa- akurat jechał pociag
Zapłakała i rzekla cichutko "przepraszam"
Nadjechał pociag- ostatnie chwile życia
Ostanie łzy spływajace po polikach
Ostatnia chwila lecz sie nie wycofała
I trafiła tam gdzie chciała- do swojego Pana