....
od rana próba cierpliwosci.
ja naprawdę dzieci lubię, uwielbiam.ale nie jak mi jeden taki szkrab wali kasztanem w plastykowe krzesełko w poczekalni do lekarza.
udawanie kukułki pominęłam milczeniem.nawet nie spojrzałam, nie zabronie mu przecież, jak chce, to niech sobie będzie tą kukułką.nawet dzięciołem, a co mi tam!
i myślałam, że na tym się skończy.
a otóż nie, dzieciątko zaczęło sie nudzić i spożytkowało kasztana, którego trzymało w łapce.
wrrr.
ale potem mnie rozczuliło, mówiąc do swojej mamy (swoją drogą brawo dla Pani za cierpliwość, a minus za rozpieszczenei dzieciaka;p) ni z tego ni z owego
'Mamoooo'
'Słucham synku'
'Kocham Cie!'.
pyszczucho mi się uśmiechnęło, a dzieciaczek kasztana zaczął kulać po podłodze.
a niech sobie kula, proszę bardzo, na zdrowie.
bananowo-kisielowo-sucharkowo-ryżowa dieta.
mniam ^^
jednak jakies pożytki z chorowania i mieszkania w łazience są.
rozpieszczą mnie ;D
bo miła Pani doktor potwierdziła to, co mysmy już wiedzieli od niedzieli.
no cóż, biedactwo sesese ^^
no to co?
no to choruję ;p