Wstałam o 8. Jest godzina 11, a dopiero teraz mam czas zjeść.
A i tak wszyscy inni powiedzą, co ja NIBY takiego strasznego robię. I tak dzień w dzień, lub co drugi dzień tak wygląda. Już mnie to męczy, nie mam czasu dla siebie. Mam czas na weekend, a w tygodniu mam wyrzuty sumienia, że gdziekolwiek chciałabym lub mogłabym się ruszyć. To się stało straszne, po prostu.
Ludzie szybko wpędzają się w wyrzuty sumienia.
Teraz jem kanapki, z mruczacymi na nogach kotach. O 15 ma przyjechać kuzynka, jak zjem, muszę się ogarnąć, umyć... A potem znowu sprzątanie, mycie, ogarnianie, żeby wszystko względnie wyglądało, po tylu ludziach, którzy nie sprzątają za sobą.
Pomyślałam sobie, że to mnie nauczy na przyszłośc, kiedy będę miała gromadkę dzieci, dom, koty, psa, gąski i kozy. I wszystkie bezpańskie koty, ale... No bez przesady, aż tak nie sprzątać to oni nie będą. Chyba.
Przyzwyczaiłam się chyba dobrego i czasem nawet to lubię. nie wiem.