Cotygodniowy targ rozkwitł swymi barwami w tym co zawsze miejscu. Można tu znaleźć wszystko. Od bielizny po piły spalinowe. Uśmiechnięci sprzedawcy deklamują hymny pochwalne dla swojego towaru. Pan z małym stoliczkiem na którym znajdowała się góra rzeczy niepotrzebnych, wykrzykiwał radośnie: Po co jechać do Kalisza, masz tu wszystko za złocisza!
- Stary wyga.
Pomyślała i z uśmiechem podeszła kupić zapalniczkę. Uwielbiała tego typu sprzedawców, którzy swym krzykiem, kapeluszem i rodzajem słownictwa wprowadzali ją jakby żywcem w stare powieści, gdzie na targu znajdowali się wyłącznie tego typu sprzedawcy.
Pan obrzucił ją należytym uśmiechem, kilkoma komplementami na tyle umiejętnie wypowiedzianymi by jej policzki stały się bardziej czerwonawe. Rozejrzała się po straganach. Te same stroje co zawsze, te same miski, koce, ręczniki, rowery& Uff, uff ile tego tu musi być?! Wokół niej ludzie nie mniej kolorowi niż same stragany. Ten targ jest jak pokaz mody, jak stylowe spotkanie w dobrej restauracji, gdzie zawsze spotyka się minimum dziesięciu znajomych, z czego połowa pojawiła się tu przypadkiem a nie widziało się ich od lat.
Słońce grzało pełną parą. Tak wakacyjnie, tak głośno, że nawet się uśmiechnęła. Nieznajoma kobieta zachęcała do kupienia koperku, który ściskała nerwowo w ręku. Inna kobieta właśnie opowiadała historię pełną zwrotów akcji, jak to w Widawie jej makowce rozchodzą się w ciągu dziesięciu minut kiedy tylko pojawi się na rynku. Niektórzy nawet kupują po 4, 5 na raz! Wykrzyknęła bardzo podniecona. Pani od pomidorów znużonym głosem opowiadała jaką maseczkę nakłada na siebie kiedy wychodzi naga spod prysznica i które miejsca smaruje z szczególną dokładnością. Jej pozornie obojętny ton działał bardzo obiecująco na sąsiada, który sprzedawał okulary i zdecydowanie próbował znaleźć te miejsca na jej niestety ubranym ciele sunąc po niej powolnym wzrokiem.
Poszła dalej. Niejaka staruszka usiłowała ją przekonać o wyjątkowej mocy sznurków do prania z specjalistycznie wtopionym splotem żelaza w środku. (Swoja drogą, po kiego jej specjalistyczne żelazne sznurki?). Za nią dwóch mężczyzn obserwowało właśnie jej zaplecze, jedyna rozrywka by nie zasnęli nad firanami, które sprzedawali. Zdecydowanie to zajęcie nie było ich pasją. A nieopodal wyjątkowo przystojny pan, na tyle, że nagle zapragnęła kupić kilka metrów bieżącej siatki, głaskał się po odsłoniętym brzuch rozmawiając z rozmarzoną siedemnastką i jej piskliwymi koleżankami.
Tak, cotygodniowe targi mają swój urok.