Chyba tak jest. Ostatni rok był dla mnie dość trudny, szczególnie jego końcówka. Wydawało mi się że już jestem taka dorosła, że wszystko wiem jak chce żeby wyglądało, że podejmuje jedynie słuszne decyzję. Co za głupota. Chyba musiałam dostać kopa w dupe żeby zrozumieć że to wcale nie jest takie proste. Nic w życiu nie jest proste. Nigdy nie będzie czarne albo białe. Chciałbym być już dorosła, odpowiedzialna. Zawsze wydawało mi się że to wiek mnie zdefiniuje, kolejna głupota. To tylko czas i związane z nim wydarzenia, decyzję, sytuację problemy i ich rozwiązanie, wszystkie doświadczenia i twoje zachowanie podczas nich, podczas tych niezaplanowanych "awaryjnych" nieprzemyślanych sytuacji. To cie definiuje, jakim tak naprawdę człowiekiem jesteś. Nie typowo przemyślane, poukładane w głowie, nie schemat ktory sobie obierzesz. To co zrobisz tu i teraz. To się liczy. Rozum czy serce? Co u ciebie wygrywa?
Zrozumiałam że boję się samotności. Boję się że kiedyś zostanę sama. Że nie będę miała do kogo się odezwać. Nawet na chwilę z kimś się spotkać, porozmawiać o głupotach. Boję się że wyjdę za mąż i na tym moje "rozrywkowe" życie się skończy. Czy jestem na to gotowa? Poświęcić wszystko dla rodziny o której tak zawsze marzyłam? Nie chce żeby tak to wyglądało. Nie chcę stracić przyjaciół których mam a niewiele ich. Dlatego pielęgnuje to co mi zostało, żeby było już ze mną na zawsze. Nie chcę tego stracić, tych wieloletnich znajomości. Złym pomysłem było napisanie do ciebie. To nie tak sobie ostatnio postanowiłam. Ale teraz wiem że nie chce kończyć tej znajomości. Tyle się znamy, tyle lat to przetrwało. Chcę żeby tak zostało. Zaufałam Ci już bardzo dawno i ufam do teraz, jako jednemu z nielicznych osób. Pasuje mi odezwanie się raz na pół roku, pasuje mi trzymanie choć takiej nici "przyjaźni".
Sporo namieszałam ostatnio, bardzo dużo musiałam sobie poukładać. Wiele razy to już mówiłam ale przepraszam. Mam nadzieję że już lub w końcu zmądrzeje na tyle żeby i to docenić i tego nie stracić.