Nikt nie ostrzegał,że będzie tak ciężko.
Że z trudem będę łapać oddech,a oczy mi zamgli.
Nikt nie powiedział mi,że ledwo będę żyła;
walczyła o powietrze,które mi ogranicza.
Próbuje mnie zniszczyć.?! Zmiażdżyć z beztroską.?
Nie pojmuje nawet co czuje... Nie rozumie.
Mówi,że nie chce mnie zranić,ale to uczucie pożera moje wnętrze.
Wypala dziury w mej duszy sprawiając ból.
Graweruje swe imię na moim sercu, każdym gestem i pocałunkiem.
Każde Jego słowo wbija mi się w głowę niczym igła.
Ostro i szybko,pozostając głęboko w myślach.
Uzależnia mnie od siebie, ciągle mi mało.
Działa jak narkotyk,z każda dawką potrzebuje więcej.
Gdy mi Jego brak zapominam jak żyć. Zaczynam się rozrywać na części.
Jedna pragnie Go zobaczyć,dotknąć. Druga powstrzymuje mnie przed upadkiem.
Nie chcę Go stracić, ani się w Nim zatracić.
Każdy pięknie nazywał miłość.
Lekka, beztroska, wspaniała.
Wmawiali mi,że w niej tylko szczęście.
Ale ja widzę. Dostrzegam jak jest ciężko.
Tak trudno otworzyć mi oczy,by dostrzec mą śmierć.
- Czekaj.! Nie pozwól mi umrzeć z miłości.